Poniższy wywiad jest wynikiem mojej rozmowy z Birds in Row przed ich koncertem w Przychodni Skłot w Warszawie 15.02. Pomimo nieprzyjemnego otoczenia (siedzieliśmy w maleńkim, obskurnym pokoju) i lodowatej temperatury udało mi się zadać parę pytań zespołowi :)
This interview is a result of my chat with Birds in Row before their concert in Przychodnia Skłot in Warsaw 15.02. Despite extreme cold and unfriendly surroundings (we were in a creepy, small room) I had a chance to ask the band some questions :)
ENJOY!
Czy możecie
przedstawić się ludziom, którzy Was nie znają?
Jesteśmy Birds in Row z Francji – trzyosobowy zespół grający
głównie punk- hardcore. Pochodzimy z małego miasta Laval. Gramy razem od 3-4
lat, daliśmy około 300 koncertów w Europie i Stanach. Wydaliśmy dwie EP-ki, a
ostatniej jesieni nakładem wydawnictwa Deathwish ukazał się nasz album.
Jak się spotkaliście
i jak założyliście zespół?
Byłem z perkusistą w tym samym punk rockowym zespole. Kiedy
kapela się rozpadła, postanowiliśmy zapytać naszego basistę, czy nie miałby
ochoty stworzyć prawdziwego, pełnowymiarowego zespołu. To było to, co
chcieliśmy robić. Zaczęliśmy próby tydzień po założeniu zespołu i miesiąc
później graliśmy już koncerty. Tak to się zaczęło [śmiech].
Kiedy tłumaczycie
nazwę zespołu, mówicie że odnosi się ona do ludzi którzy mogą być wolni ale
ostatecznie podążają za innymi. Co dokładnie przez to rozumiecie? Czy chodzi o
to, że zawsze powinno się być sobą na przekór wszystkiemu?
Tak, podstawą jest tu motyw ptaków, które wszyscy utożsamiamy
z wolnością. Właśnie one są symbolem wolności dla większości ludzi. Ptaki mogą
latać wszędzie, etc, ale i tak lądują na tych samych drutach, siedząc w rzędach.
Dla mnie to idealne odwzorowanie tego jak ludzie mogą być wolni i robić to co
chcą, ale potrzebują żyć w społeczeństwie i podporządkowywać się jego zasadom.
Dla nas jest to obecnie główny problem. Prawdziwa rewolucja powinna zacząć się
w życiu każdego z nas. Jeżeli chcesz coś zmienić, zmień najpierw swoje życie.
Przeważnie oznacza to, że powinniśmy żyć tak jak chcemy, robić coś co jest
naszą pasją, itp. „Birds in Row” to dla mnie ludzie, którzy podążają za
trendami i którzy nie zajmują się tym, co naprawdę chcieliby robić i gdzie
naprawdę powinni być.
W wielu piosenkach
mówicie o wolności i odwadze żeby wyrażać własne zdanie. Czy kiedyś mieliście
sytuacje kiedy bardzo chcieliście coś zrobić, ale nie mogliście i byliście
zmuszeni zmienić swoje plany? Chodzi mi o muzykę i zespół.
Ciągle ewoluujesz jako osoba. Poznajesz nowych ludzi, którzy
wpływają na zmianę twojego zdania. Zachowujesz swoje zasady, wiesz co jest dla
ciebie dobre a co złe, ale zawsze z wiekiem przychodzi pewna zmiana w twoim
światopoglądzie. Poznawanie nowych osób zawsze cię trochę zmienia. Nie uważam
jednak, że takie zmiany są problemem, ponieważ warto rozszerzać swoje
horyzonty. Rozmawialiśmy ostatnio [z Jungbluth], jakieś 2/3 dni temu o
polityce. We Francji i w Niemczech są różne poglądy na te same sprawy, ponieważ
to dwie inne kultury. Takie dyskusje mają na ciebie wpływ.
Czy teksty są
oparte na waszym życiu?
Wszystkie teksty są oparte na naszym życiu i choć czasami
zawierają metafory lub pewne motywy to wszystkie mają związek z naszym życiem.
Metafory pozwalają ludziom rozpoznać siebie w tekstach. Nie chcemy mówić o
naszym życiu, tylko o całym zjawisku które może dotyczyć wszystkich. Dlatego musimy
pisać coś bardziej otwartego niż tylko „O, moje życie jest do dupy”.
Czyli nie macie
żadnych szczególnych tematów o których piszecie.
Tak, w sumie piszemy o poczuciu starości i znużenia kiedy
masz 25 lat, pochodzisz z małego miasteczka, które nie daje ci żadnych
możliwości oprócz pracy w fabryce lub zaczęciu normalnego życia, jakie wybierają
wszyscy czyli pójścia na studia, znalezienia dziewczyny, pracowania, żebyś mógł
zapłacić za telewizję i takie rzeczy. Większość tekstów jest o ulepszaniu
samych siebie i poważnym decydowaniu o swoim życiu.
Mówicie, że czasem
piszecie teksty z punktu widzenia starszych ludzi. Jednym na który zwróciłam
szczególną uwagę z You, Me & the Violence pochodzi z Cold War Everyday - „Too
tired for making war, too realistic for peace". Faktycznie brzmi to jak napisane
przez osobę w dojrzałym wieku, co jest zaskakujące, ponieważ oczywiście nie
jesteście starzy.
Poczucie starości nie opiera się tylko na wieku. To nie jest
wcale tak że „moje plecy bolą mnie jakbym miał 50 lat od tego noszenia sprzętu
po całej Europie”. Doświadczamy różnych sytuacji poprzez bycie w trasie, kiedy
nie żyjemy w normalnym społeczeństwie. To sprawia, że stajemy się bardziej
dojrzali i różnicuje cię od ludzi których spotkałeś na przykład w szkole
średniej. Stary to nieodpowiednie słowo, lepsze byłoby zmęczony, ponieważ
czujesz, że niezależnie od tego co zrobisz, nic się nie zmieni. W takim momencie
musisz znaleźć siłę żeby zmierzyć się z różnymi rzeczami, spróbować coś
zmienić, nawet jeżeli wiesz, że twój wysiłek pewnie pójdzie na marne. Cold War
Everyday jest głównie o tym, że chciałbym zawsze wierzyć we wszystko co teraz
robię. Nazywam "cold war" to jak trudne jest życie dla nas, ludzi pasji. To
prawda, że pod koniec dnia czujesz się zmęczony, ponieważ masz wrażenie, że cały
dzień zmagałeś się z wszystkim pomysłami, ideami wokół ciebie. Kolejna część o
której wspomniałaś „to realistic for peace” oznacza, że jeśli ja nie zmienię
mojego życia to ono nie zmieni się dla mnie. O tym właśnie mówię w tej piosence,
że tylko rewolucja we mnie może coś zmienić.
Mam teraz trochę
dziwne pytanie. Czy moglibyście opisać swoją muzykę używając tylko 3 słów?
Birds In Row [śmiech]. Męcząca? [śmiech] Pełna pasji? I..
nie znam konkretnego wyrazu. Może dla mnie byłoby to „życie”, ponieważ odkąd
jestem w trasie z moimi najlepszymi przyjaciółmi zacząłem życie na nowo po
moich studiach. Odkryłem skłoty i inne kultury. To niesamowite, że możesz
pojechać do Turcji i znaleźć kogoś, kto chce żebyś tam zagrał. To niesamowite, że
jesteśmy teraz w Polsce. Po raz drugi gramy w Warszawie i prawie nie znamy tu
nikogo, a przyjeżdżamy i ktoś na nas czeka, daje nam jedzenie i miejsce do
spania. Takie zachowania uczą wiele o ludziach, co tracę kiedy zostaję w domu.
Kiedy nie jestem w trasie postrzegam ludzi jak gówno. Nie mogę znieść nikogo na
ulicy. Trudno się z tym uporać, więc kiedy gram koncerty i poznaję różnych
ludzi, którzy są otwarci i zaangażowani w politykę i podobne sprawy, zmieniam
swoje zdanie na temat rasy ludzkiej. Właśnie tak opisałbym naszą muzykę –
męcząca, pełna pasji i po prostu życie.
Jeżeli moglibyście
zagrać z jakimkolwiek artystą, żyjącym lub nieżyjącym, kogo byście wybrali?
Wszyscy kochamy Modern Life Is War. Może Envy? T.
chciałby zagrać z Radiohead [śmiech]. Nie wiem, jest tylu artystów których
kochamy. Mieliśmy już szansę zagrać z Converge i Touche Amore, którzy są
niesamowici. Trudno jest chyba wybrać jednego artystę, ponieważ bardzo wielu ma
na nas wpływ. Nie chcę porównywać koncertów z Jungbluth czy Converge, ponieważ
to są 2 różne możliwości poznania innych ludzi z innymi doświadczeniami. Cieszę
się, że mogę i mogłem z nimi być. To niezwykłe mieć możliwość przeżyć różne
rzeczy z innymi.
Jak czujecie się jako
kapela która podpisała kontrakt z Deathwish Inc. i gra z takimi świetnymi
zespołami jak te o których już wspomnieliście?
Deatwish to dla nas najlepsza obecnie hardcorowa wytwórnia.
Zorientowaliśmy się, że słuchaliśmy wszystkich zespołów, które wydaje, zanim
podpisaliśmy kontrakt. Poza tym, Deathwish jest dokładnie tym, czego
potrzebujemy, ponieważ nadal są niezależni i działają jak wytwórnia DIY.
Wyciskają każdy pojedynczy winyl, który wydają. To tylko symbol, ale wiele
znaczy. Są wspaniałymi ludźmi, którzy naprawdę są tam dla zespołów. Poznaliśmy
ich wszystkich i są strasznie mili. Współpraca z Deathwish jest dla nas wielką okazją,
ponieważ łatwiej jest nam tworzyć trasy koncertowe i jesteśmy bardziej
widoczni. Mamy też szansę grać z kapelami które kochamy, takimi jak Converge
czy Touche Amore i to jest wspaniałe – dzielić swój czas z zespołami czy po
prostu ludźmi których szanujesz.
Macie jakie
szczególne historie ze swojej ostatniej trasy?
Trudno wybrać jedną. Zawsze tyle się dzieje jak jesteś w
trasie. Jest dużo fajnych i złych wspomnień i wszystkie z nich mają swoją
wartość. Wszyscy wytatuowaliśmy sobie coś na pamiątkę tamtej trasy.
Jaki to tatuaż?
To dragonball ponieważ było nas siedem osób w vanie i
uznaliśmy, że śmiesznie będzie jak wszyscy wytatuują sobie dragonball.
Kiedy mieliście swój
pierwszy kontakt z muzyką? Pamiętacie pierwszy koncert na który poszliście?
Wszyscy mieliśmy nasze pierwsze doświadczenia z muzyką kiedy
byliśmy mali. Jeżeli mówimy o punk hardcore albo metalu, to niektórzy z nas
odkryli te gatunki stosunkowo późno. Pochodzimy z małego miasteczka, gdzie jest
mnóstwo metalheadów, z którymi się kumplowaliśmy. Przypuszczam, że w średniej
szkole, jak mieliśmy po 14 lat, może trochę wcześniej, zakładaliśmy nasze
pierwsze zespoły. W sumie więc dosyć wcześnie.
Celowo nie
umieszczacie na materiałach promocyjnych i zdjęciach swoich twarzy. Rozumiem,
że chcecie być postrzegani jako kapela, a nie pojedyncze osoby, ale kiedy ktoś
jest muzykiem zwykle jest przygotowany na sławę. Występujecie, więc jesteście w
jakis sposób osobami publicznymi.
Nie ma żadnej sławy w tym co robimy [śmiech]. Sama widzisz,
jesteśmy w obskurnym pokoju w środku skłotu w Warszawie. W tym nie ma sławy.
Robimy to co chcemy i jak chcemy to zrobić. Nie robi to z nas lepszych ludzi od
Ciebie czy kogokolwiek innego. Wycinanie naszych twarzy jest po to, żeby
powiedzieć ludziom żeby nie zwracali uwagi na nas, tylko skupili się na muzyce.
Na tym co im mówi. Co z tego czy mam
pieprzony piercing czy pieprzony tatuaż na twarzy, czy coś. Nie jesteśmy
gwiazdami rocka, nie jesteśmy tu jako indywidualiści, jesteśmy tu żeby pokazać
projekt który tworzymy wspólnie. Nie chcemy być boysband’em. Nie twierdzimy, że
każdy zespół który pokazuje twarz w zdjęciach promocyjnych jest boysband’em. Po
prostu my nie czujemy się z tym komfortowo. Właśnie dlatego tego nie robimy
[śmiech].
Możecie polecić
jakieś dobre zespoły?
Jungbluth [śmiech]. Albo Hierophant, byliśmy z nimi w
trasie. We Francji jest sporo dobrych zespołów takich jak As We Draw, Sugartown
Cabaret czy Selenites. Spotkaliśmy mnóstwo świetnych kapel, mieliśmy szansę
zagrać z Loma Prieta, Code Orange Kids, Full of Hell. Jeżeli nie znasz Converge
powinnaś ich posłuchać [śmiech]. Sam nie wiem. Jest tyle fajnych zespołów. Nasz
basista ma kolejny zespół, Calvaiire, który jest podobny do Converge. Mamy
teraz Internet i darmową muzykę, każdy znajdzie coś dla siebie. Znam tyle
kapel, nie będę robił listy [śmiech].
Jak idzie Wam ta
trasa?
Niesamowicie. To czwarty tydzień. Parę pierwszych tygodni
było totalnie szalonych. To pierwsza trasa po wydaniu You, Me & the
Violence i po raz pierwszy możemy zobaczyć wpływ, jaki wywarł na nas Deathwish.
Teraz gramy wyprzedane koncerty, co jest szaleństwem. Dwa dni temu graliśmy w
Berlinie, przyszło 300 osób dla nas i dla Jungbluth. To super, kiedy mamy
okazję grać z zespołami które lubimy i kiedy tyle osób przychodzi na koncerty.
Dzisiaj wydaje się, że też będzie sporo ludzi więc będzie kolejne szaleństwo.
To dopiero drugi raz jak jesteśmy w Warszawie, więc nie spodziewaliśmy się tylu
osób.
Wczoraj byliście w
Poznaniu. Jak było?
Fajnie. Dużo
słyszeliśmy o Skłocie Rozbrat i chcieliśmy tam pójść. Świetnie jest odwiedzać
miejsca związane z kultura DYI. Było z 50, 60 osób, ale było miło [śmiech].
Czy lubicie szczególnie
grać koncerty w jakimś kraju? Może we Francji?
Nie, zdecydowanie nie we Francji [śmiech]. Wszystkie kraje
są inne. Niektóre, jak Niemcy, mają najdłuższą historię dawania koncertów więc
zawsze jest wygodniej grać w tego typu państwach, ale jednocześnie uwielbiamy
jeździć do Serbii i Bośni. Obecnie mamy przyjaciół w prawie każdej części
Europy, więc świetnie jest pojechać tam, gdzie możemy spotkać ludzi których
kochamy. Granie w Hiszpanii jest na przykład niesamowite. Kiedy jechaliśmy tam
po raz pierwszy, ludzie mówili żebyśmy tego nie robili, bo to jest straszne
gówno, ale było super i nadal jest. Każdy kraj ma swoje dobre i złe strony. To
tak jak ze wspomnieniami, nie możesz wybrać jednego z 300 koncertów w Europie,
to nie takie proste.
Co robicie poza
muzyką?
Wszyscy pracujemy.
Nasz basista robi screen printing, perkusista zajmuje się obróbką drewna i robi biżuterię a ja
zaczynam uczyć się robić tatuaże.Wybraliśmy te zawody, ponieważ dają nam
wolność wyboru kiedy chcemy zacząć kolejną trasę i jesteśmy sami sobie szefami.
To dla nas najlepsze.
Czego najbardziej
brakuje Wam w trasie?
Prawdziwych łóżek [śmiech]. Czasami dziewczyn. Bycie w
trasie jest świetne, bo jesteś daleko od domu, ale właśnie dlatego jest też
trudne [śmiech]. Dom jest dla nas niepewnym tematem, ponieważ trudno nam nazwać miejsce
domem, ale z drugiej strony tęsknimy za przyjaciółmi z naszego miasta i
za ludźmi których kochamy. Świetnie jest wrócić tam po trasie, ale kiedy
w niej jesteśmy, nie myślimy "jak dobrze byłoby być teraz w domu".
Cieszycie się każdą
chwilą.
Tak, jest do bardzo specyficzne przeżycie, którego nie da
się opisać. Trzeba tego spróbować, żeby wiedzieć jak to jest, jeśli chodzi o
relacje z ludźmi, to bardzo intensywne przeżycie, przez to trudne do opisania.
Jakie macie plany po
tej trasie? Chcecie coś wydać?
Chcielibyśmy nagrać nowe piosenki i zrobić kilka innych
tras, na przykład z powrotem w Stanach. W zasadzie wszędzie jest fajnie
koncertować. Chcielibyśmy odwiedzić Australię i tego typu kraje, ale jeszcze
nic nie zaplanowaliśmy. Zobaczymy.
Last Last Chance
różni się od innych piosenek na płycie You, Me & the Violence. Czy z jej
napisaniem wiąże się jakaś szczególna historia? Słyszałam, że napisaliście ją
wcześniej od innych utworów.
To piosenka, którą stworzyliśmy już dawno, ale chcieliśmy
zatrzymać ją do czasu wydania albumu. Słowa są podobne jak w innych utworach,
generalnie chodzi o to samo. Ludzie skupiają się na innym wokalu i inaczej
brzmiących gitarach, ale myślę, że nie powinni [śmiech]. Daleko jej do bycia
najlepszą piosenką. Jest łatwa do zapamiętania, ponieważ posiadanie
akustycznego kawałka jest dość nietypowe dla hardcore’owego albumu. Tak samo
miał Defeater – wszyscy mówili o ich akustycznej piosence, gdy tymczasem wcale
nie była najlepsza na ich EP-ce [śmiech].
Możecie wybrać Wasz
najlepszy utwór czy jest to niemożliwe?
Chyba ten, w którym nie gram na gitarze [śmiech]. Nie da się
wybrać najlepszej piosenki, ponieważ w każdą wkładamy wszystko, co mamy. Dla
nas są praktycznie takie same. Jest kilka, których nie lubimy grać na żywo, bo
nie są już tak bardzo energiczne. Ale podoba nam się to, że jeżeli zapytamy
ludzi: „Która piosenka na tej EP-ce jest według Ciebie najlepsza?”, to nie
udzielą tej samej odpowiedzi. Niektórzy powiedzą, że Walter Freeman jest
świetny, inni stwierdzą, że Last Last Chance to najlepszy utwór, jeszcze
innym najbardziej przypadnie do gustu You, Me & the Violence. To właśnie
znaczy, że wykonaliśmy naszą pracę, bo daliśmy ludziom piosenki, z którymi mogą
się utożsamić, które mogą przemyśleć.
Chcielibyście coś
dodać?
Mam nadzieję, że się ociepli [śmiech]. Dzięki za
zainteresowanie.
Dziękuję.
Could you introduce
yourself to people who are not acquainted with your band?
We are Birds in Row from France. We are a three piece band playing
basically punk-hardcore. We come from Laval. It is a very small town. We’ve
been touring together for the last 3-4 years playing around 300 shows in Europe
and the US. And that’s it, basically. We’ve put out 2 EPs and our last album
was just out on Deathwish that autumn.
How did you meet each
other? And how did the BIR form?
The drummer and I we were in the same punk rock band. When
the band had broken up, we decided to ask our bassist if he wanted to do a full
time band. This is basically what we wanted to do. We started rehearsing one
week after we formed the band. And then, one month later we started the shows
and that’s the beginning of it [laughing].
You have explained
the name of the band saying that it refers to people who could be free but they
end up following others. What do you mean by that? Does that mean you should
always be yourself despite everything?
Yeah, the basic of it is just like the image of birds, this
is basically what you think of freedom. This is like the symbol of freedom for
most of the people. The birds can fly everywhere they want, etc, but the thing
is that they always end up lending on the same wires, sitting in rows. For me,
it’s the perfect symbol of how people could decide to be free and go anywhere
they want, but they still need to live in the society, and they still need to
follow the rules of the society. For us this is the main problem nowadays. The
real revolution that could happen starts in your personal life. If you want to
change something, you should apply this change to your life first. Predominantly,
it means to live the way you really want to live, with passion or anything like
that. „Birds in Row” for me are people following the line and not caring about
what they really want to do and where they really should go, I guess.
In many of your songs
you speak about freedom and courage to disagree with somebody. Have you had a
situation when you really wanted to follow your own way, but you couldn’t and you were forced to change your mind? I’m
thinking about music and the band.
You always evolve as a person, I guess. You always meet new
people who make you change your mind. You still keep your own principles. You
know what’s good or what’s wrong for you but in the end there’s always that
slight change that comes with age. Meeting new people always change something
in you. I don’t think a change is a problem in terms of personal evolution. Of
course, you have to change your mind. We were talking together [with
Jungbluth], 2/3 days ago about politics.
In France and Germany you have different ways of seeing things because you come
from a different culture. So this kind of discussions changes your mind.
Are there any lyrics
based on your life?
All the lyrics are based on our life even though sometimes
we have some metaphors or some images, this
is all based on what we live. Metaphors help people to recognize themselves
in the lyrics. We don’t want to talk about our life, we’d like to talk about
the topic, that could touch anybody. For that you need to write something more
open than just “Oh, my life sucks”.
So there aren’t any
particular themes you write about.
Yeah, we write about feeling old and jaded when we’re like
25, coming from a very small town that gives you no other choice than work in a
factory or about the normal life that everybody is choosing like doing your
studies, finding a girl, starting a home life, having a job, so you can pay for
a TV or stuff like this. Most of the lyrics talk about personal improvement,
choosing your life for real.
You said that you
sometimes wrote from a point of view of the old person. For me, one of the most
powerful lyrics from You, Me & the Violence were from Cold War Everyday
– ‘Too tired for making war, too realistic for peace’. This is really written
from an old person’s point of view, which is surprising, because you are
obviously not old.
Feeling old is not only based on the age. It is not only
like ‘my back hurts as if I was 50 from carrying all those gears around
Europe’. We tend to experience very different situations by being on tour, by
being out of the normal society. It makes you get more mature at some point and
also it makes you feel very different than the people that you used to meet in
high school for example. Old is not the best word, it’d be jaded, because you
feel like whatever you will do, nothing is going to change. At this moment you
have to find the hope to struggle to do something, to try to change things,
even though you’re pretty sure it’s not going to make any change. ‘Cold War
Everyday’ is most of all about that I’d like to keep having faith in everything
I do forever. I wish I had this passion forever and I wish I could do what I do
forever. What we call ‘cold war’ is like how life is hard to live for people
like us, for being passionate. It is true that it makes you tired at the end of
the day when you feel like you have struggled whole day with all the ideas
around you. The second part of what you said ‘too realistic for peace’ it means
if I don’t change my life no one is going to change it for me. This is what I
was talking about, personal revolution is the only way for me right now to
change things I guess.
I have a weird
question now. Could you describe your music using only 3 words? Is it even
possible?
Birds in Row? [laughing]. Tiresome? [laughing] Passionate?
And .. I don’t know a certain word. It could be ‘life’ for me because since
I’ve been on the road with my best friends I started living after my studies. I
started going on tours and experiencing squats and other different cultures.
It’s amazing that you can go to Turkey and find someone who makes you play
there and it’s amazing to be here in Poland. It’s the second time we play in
Warsaw and we basically know no one here and you arrive and there’s someone to
give you food, to give you place to sleep. It teaches a lot about human beings
about what I tend to lose when I’m at home. You know, when I’m at home I see
the human being as a piece of shit. I can’t stand people on the streets
anymore. It’s really hard for me to deal with that. So when I’m on tour and I
get to see a different type of people, that are more open minded and more
involved in politics and stuff like that I tends to change my point of view on
human beings in a positive way. That would be this – tiresome, passionate and
life [laughing].
If you had a
possibility to tour with any artist, dead or alive, who would you choose?
We all love Modern Life Is War. Maybe Envy? T. would like
to tour with Radiohead [laughing]. I don’t know, there are so many artists that
we love. We already had a chance to tour with Converge and Touche Amore, who
are amazing people. You can’t really choose
one artist, because so many of them are influencing us. I don’t try to
evaluate touring with Jungbluth or
touring with Converge because those are two ways of meeting different people
with different cultures and stories. I’m glad to be with those guys. It’s just
awesome to share those kind of stories with other people.
How do you feel about
being signed to Deathwish Inc. and touring with such an amazing bands like the
ones you’ve mentioned?
Deathwish is for us the best hardcore label at this time. We
found out that we were listening to almost all the bands before they contacted us. Also they are
exactly what we needed because they’re still an independent label, they’re
acting like a DIY label. They’re folding every single 7” that they put out.
It’s just a symbol, but it means a lot. They are here for the bands that they
put out, they’re very great people. We met every single one of them and they’re
super nice. It’s a very great opportunity for us because it helps booking tours
and being more visible. They give us the chance to tour with bands we love like
Converge and Touche Amore and it’s awesome to share time with artist that you
respect or just people that you respect.
Do you have any
particular stories from your last tour?
It’s hard to find one. There’s always many stories when
you’re on tour. There’s always like bad stories and good stories and all of
them have their own importance. We got all tattooed something from this tour as
a memory.
So what kind of
tattoo is that?
It’s a dragon ball because we were seven people in the van
and found it funny to all have a dragon ball.
When did you have
your first contact with music? Do you remember first concert you went to?
We all had our first experiences when we were young. Talking
about punk hardcore or metal, some of us discovered it pretty late. We come
from a small town, where there’s a lot of metalhead guys, and we were all friends.
So I guess at high school, or even before that, we started our bands, when we
were circa 14. So pretty early actually.
You intentionally
crop out your faces from photos and you don’t use your names. I understand that
you want to be known as a band not as individuals, but I think that when people become musicians they are prepared that they will be
famous. They perform, so they’re a kind of public person.
There is no fame in what we do [laughing]. Like you see, we
are in a creepy room in the middle of a squat in Warsaw. There is no fame in
that. Were just doing what we want to do the way we want to do it. It doesn’t
make us better people than what you are or anybody else is. Cropping our faces
is just to tell people that you don’t care about face or who we are, you should
focus on the music. Focus on what it tells you. Whatever if I have a fucking
piercing, or a fucking face tattoo, or anything, who cares. We’re not
rockstars, we’re not here as individuals, we’re here to show a project that we
have as a 3 people. This is it, basically. We don’t want to appear as a
boysband. We’re not saying that all the bands that have promo pictures where
you see their faces are boysbands. It’s just that we don’t feel comfortable
with doing it. So we just don’t do it [laughing].
Could you recommend
us some good bands?
Jungbluth [laughing]. We toured with Hierophant. In France
you have lot of good bands like As We Draw, Sugartown Cabaret. You get
Selenites. We met so many good bands like we had a chance to tour with Loma
Prieta, that is an awesome band, Code Orange Kids, Full of Hell. If you don’t
know Converge you should check them out [laugh]. I don’t know. There are so
many good bands. Our drummer has another band called Calvaiire which is a Converge
like. We have a chance to have Internet and free music, whatever people want. I
have shitloads of bands coming through my mind, I’m not gonna do a list [laughing].
How is this tour
going?
Awesome. It’s the fourth week and the first weeks have been
crazy for us. It’s the first tour after releasing You, Me & the Violence
and this is the first time we can see the impact of Deathwish on what we do. We
get to play sold out shows now, which is crazy. Two days ago we played in
Berlin, there was 300 people for us and Jungbluth. It’s awesome, we get the
chance to tour with bands we really like
and to see many people at the shows. Tonight it seems it’s crowded again so
this will be crazy for us. This is only the second time we come to Warsaw we haven’t
expected to have so many people.
Yesterday you were in
Poznań, am I right? How was it?
It was cool. I heard a lot about Rozbrat Squat and I wanted
to go there. It’s great to check out those places that are part of DIY history.
There was a few people, 50 or 60, but it was nice [laughing].
Do you like to play
shows in any specific country? Maybe France?
Not France, no [laughing]. All countries are different. Some
countries, like Germany, they have longest history of putting on shows so it’s
always more comfortable to tour in those kind of countries but at the same time
we love going to Serbia and Bosnia. We have friends pretty much everywhere in
Europe now, so it’s cool to go anywhere we get to see people we love. Touring
Spain for example is awesome. The first time we went there people told us we
shouldn’t go there because it’s a piece of shit, but actually it was awesome
and it’s still awesome to go there. Each country has its bad and good sites.
It’s just like a memory, you can’t choose a memory out of 300 shows in Europe,
it’s not that easy.
What do you do
besides being musicians?
We all started our own jobs. Our bassist does screen
printing, our drummer is doing a jewellery and wood work and I started a tattoo
apprenticeship. These are jobs which we chose because they give us freedom to
go on tour when we want and to not have a boss upon us. That’s the best for us.
What do you miss most
on tour?
Real beds [laughing].
Girlfriends sometimes. Being on tour is awesome for being far away from
home and at the same time it’s hard because you’re far away from home [laughing].
Home for us is a sketchy topic because it’s difficult to consider a place a
home for us, but at the same time we always miss friends that we have in our
hometown and people who live there that we love. So it’s always great to come
back after the tour. When we’re on tour we don’t think about ‘how good it would
be if I was at home’.
You enjoy every
moment.
Yes, it’s a very special experience that you can’t really
express. You should live it if you want to know what it is because in terms of
human relationships, in terms of experience it’s very intense, so it’s hard to
describe.
What are your plans
after this tour? Do you want to release something?
We’ d like to record new songs and do other tours, in the US
again. Anywhere we can tour it’s cool. We’d like to go to Australia and this
kind of countries, but there’s nothing planned yet. We will see.
Last Last Chance
differs from others songs on You, Me & the Violence. What’s the story
behind it? I heard that you have written it earlier than other songs.
It’s just a song that we have had for a long time and we really wanted to
keep it for the album. The lyrics are the same like in all the other songs,
it’s about the same things. As it’s just the vocals and guitars that are
different people are focusing on it, but I don’t think they should [laughing].
It’s far from being the best song. It’s easy to remember this one because it’s
original for a hardcore CD to have an acoustic song. It’s the same for Defeater
when they had an acoustic song everybody was talking about it, but it’s not the
best song of the EP [laughing].
Can you choose your
best song or it’s impossible for you?
I’d say the one where I don’t play the guitar [laughing].
You can’t choose between all the songs you play because we always try to put
everything we have in every song. For us they’re all basically the same. There
are some that we don’t like to play live because in terms of energy they are
not that great. We like the fact that if we ask someone ‘what’s the best song for
you on this LP’, they won’t have the same answer. Some people are like ‘oh ,
Walter Freeman is awesome’ other would say that Last Last Chance, other
people would say they like the most You, Me & the Violence. And we like that, because it means that we
kind of did our job about giving people the song that they can own and think
of.
Do you want to add
something?
I hope it’s going to get warmer [laughing]. Thanks for the
interest.
Thank you.
wywiad/interview - Magda Komorowska
zdjęcia/photos - Maja Wrońska
0 komentarze:
Prześlij komentarz