Search

Content

czwartek, 21 marca 2013

Wywiad z Servants of Silence

O pierwszym albumie, polskim rynku muzycznym i fanach z Chin - wywiad z Servants of Silence, post-rockowym zespołem z Puław.



Jak i kiedy się poznaliście?          

Mateusz Korpysa: Ja i Maciek poznaliśmy się w szkole muzycznej. Maciek grał na gitarze, ja jeszcze wtedy na akordeonie. Później był Adam na perkusji i Wojtek na basie, następnie Wojtek na gitarze. Ogólnie gramy 5 lat, a w takim składzie, czyli jeszcze z Wojtkiem, to dwa lata.

Skąd pomysł na nazwę Servants of Silence?

Jakoś tak wyszło. Będzie to trochę nieprofesjonalne, ale szczerze mówiąc, nie pamiętamy tego. Poprzednia nazwa była zajęta przez jakiś inny zespół. Po prostu któregoś dnia stwierdziliśmy: „A może Servants of Silence”. No i tak zostało.

Od początku wiedzieliście, że chcecie grać post-rocka? Lubicie być klasyfikowani do tego gatunku czy w jakiś sposób to Was ogranicza?

Wojtek Rauner: Myślę, że nam to nie przeszkadza, bo post-rock najbardziej opisuje muzykę, którą gramy.
Wojtek Kołodziej: Zwłaszcza jeśli posłuchasz innych zespołów, to zrozumiesz, że post-rock to tak szerokie pojęcie, że albo do tego należymy, albo nie. Trudno powiedzieć. Bardzo charakterystyczny obszar w muzyce.
Wojtek R.: Myślę, że najpierw zaczęliśmy tak grać, a dopiero później w ogóle dowiedzieliśmy się, że to jest post-rock.
Wojtek K.: Tak, nie było zamiaru.

A co graliście na początku?

Rock progresywny. Trochę też coverowaliśmy, na przykład John 5, Dream Theater.

Tworzycie muzykę instrumentalną. Próbowaliście kiedyś grać z wokalem?

Kiedy nie byliśmy jeszcze do końca ukierunkowani, gdy graliśmy progresywnego rocka i poszukiwaliśmy własnego brzmienia, to pojawił się pomysł na wokal. Nawet mieliśmy pewien epizod, jeśli chodzi o skład, w którym jesteśmy teraz – na kilka koncertów zaprosiliśmy Michała, który dogrywał nam partie wokalu. Jednak zaczęło to iść w takim kierunku, w jakim nie chcieliśmy, żeby szło – czasami był to nawet metalcore czy screamo. Powiedzieliśmy stop i teraz jesteśmy zdeklarowani, że to otoczenie, w którym przebywamy, jak najbardziej nam odpowiada. Gdyby pojawił się wokal, byłby on po prostu kolejnym instrumentem – nie śpiewałby zwrotek ani refrenu, raczej zastępowałby partie gitarowe. Jednak nie potrzebujemy go.

Eksperymentujecie z innymi gatunkami?

Tak, dla zabawy. Kiedy siedzimy na próbach i ktoś zapoda fajny rytm, to możemy  zagrać funka, bluesa, jazz. Czasami wychodzi skrajnie na disco polo (śmiech). Po prostu po kilku godzinach prób masz w głowie coś takiego, że musisz odpuścić, zagrać coś dla żartu.

Słuchacie czegoś, co kompletnie odbiega gatunkowo od muzyki, którą gracie?

Wojtek K.: Ja uwielbiam smooth  jazz.
Mateusz: Wojtek nie lubi mnie za to, że słucham dubstepu (śmiech).
Wojtek R.: Nie mówię, że słucham jakiejś muzyki, tylko po prostu słucham tego, co mi się podoba. Gdyby tak przejrzeć moją bibliotekę, to znalazłby się ambasador każdego gatunku muzyki. Począwszy od muzyki klasycznej, przez jakąś elektronikę, rock, metal, progresywny metal, hip hop, trip hop… Wszystko, co wpada w ucho. Wszystko, co daje coś do grania.
Wojtek K.: To nie jest na zasadzie, że jakiś konkretny zespół, konkretny gatunek. W każdym utworze możesz coś znaleźć. Jakieś budowy, harmonie, drobny element, który ci się podoba.
Wojtek R.: Trzeba szanować to, co robią inni i zwracać na to uwagę. Trudno też klasyfikować gatunkowo - jeśli ktoś słucha tylko rocka, to jest to ograniczenie siebie.

Co sądzicie o polskiej scenie muzycznej?

Maciek Hampel: Ja słucham mało polskiej muzyki, chociaż ostatnio zainteresowałem się takim zespołem jak Disperse. Bardzo ciekawe jest to, że oni są młodsi od nas. Obecnie to jedyny polski zespół, którego słucham.

A polski rynek muzyczny? Trudno jest się „wybić”?

Wojtek R.: Króluje Jula, „Ona tańczy dla mnie”, ale przede wszystkim królują pieniążki. Jak masz pieniądze i dobre znajomości, to bez względu na to, co grasz, wybijesz się  i będziesz leciał w radiu. Ale wydaje mi się, że o wiele więcej warty jest tor, którym się podąża. Mamy świadomość, że nigdy nie będziemy puszczani w radiu, oprócz Trójki i jakichś alternatywnych stacji nastawionych na taki rodzaj muzyki, inny niż przemysłowe granie pokroju Juli. Czasem mam wrażenie, że ktoś idzie do studia na 8 godzin do pracy, w 5 dni tworzy kawałek a potem robi na tym hajs.

Nie podziwiacie jakichś polskich muzyków? Ja na przykład bardzo lubię Leszka Możdżera.

Wojtek K.: O, to jest dobry przykład.
Mateusz: A ja go właśnie nie lubię. Zraziłem się do niego nie przez to, co tworzy, bo gra bardzo dobrze, ale on po prostu poszedł w komercję. Nie wiem, jak mu się to udało grając na fortepianie.

Byłabym trochę ostrożna ze słowem „komercja”… Co złego jest w posiadaniu pasji i zarabianiu na niej? Nie można tylko przekroczyć pewnej granicy, co dużo osób robi.

Adam Śmiałowski: Właśnie, granica jest cienka i łatwo przekraczalna. Zespoły, które grają undergroundowo za niskie ceny wejściówek i sprzedają płyty za małe pieniądze są postrzegane jako fajne, a jeśli się „wybiją” i wezmą za wejściówkę 40zł , to jest to już komercja. My robimy to, co kochamy, czyli gramy. Chcielibyśmy to robić zawodowo, ale żeby się z tego utrzymać  wypadałoby -jeśli jest się dobrym zespołem- brać te 40zł za osobę, jak w tej chwili na polskie warunki. To normalna cena, a uważa się, że jest już to komercja.
Maciek: Myślę, że trzeba rozróżnić dwa pojęcia – komercja i medialność. Jeżeli by nie było komercji, to mało byłoby w ogóle zespołów - bo komu się opłaca jeździć gdziekolwiek i jeszcze do tego dopłacać? A medialność to zupełnie inna sprawa, to żerowanie na mediach, czyli skandale, itp.
Wojtek R.: Jeżeli mogę tylko coś dodać, to dla mnie osobiście byłoby fajnie, gdyby muzyka została tym, czym jest teraz, czyli czymś w rodzaju hobby. Nie chciałbym się z niej utrzymywać, bo to oznaczałoby pójście na kompromisy, i to takie spore, jeśli chodzi o polski rynek muzyczny.  Wiadomo, fajnie by było robić to, co się lubi, ale ja nie tylko lubię grać, lubię też inne rzeczy i wcale nie uważam, że chciałbym się w przyszłości utrzymywać z muzyki. Moim zdaniem takie miejsce, jakie zajmuje obecnie w moim życiu muzyka, jest bardzo w porządku. Moglibyśmy oczywiście trochę więcej grać, wydawać płyty, znajdować na to wszystko czas, ale nie chciałbym w przyszłości w ten sposób utrzymywać siebie i rodziny.

A reszta zespołu - też tak uważacie?

Chłopaki: Nie, mamy odmienne zdanie (śmiech).
Adam: Ja to lubię i widzę w tym siebie.
Maciek: W moim przypadku studia to rezerwa. Specjalnie przeprowadziłem się do Warszawy, ponieważ słyszałem dużo o takich klubach jak Harenda, Mono Bar. Bardzo chciałbym w nich grać w przyszłości i w ten sposób  znaleźć jakąś pracę jako muzyk. Studia są dla mnie czymś w rodzaju koła ratunkowego.

Właśnie, co robicie poza muzyką?

Studiujemy, w Warszawie i Lublinie. Adam chodzi do III klasy liceum.

To jak często spotykacie się na próby, skoro nie mieszkacie w jednym mieście?

Dobrze byłoby raz na weekend, nie mamy przecież daleko. Ale co 2 tygodnie robimy taką długą próbę, poświęcamy całą sobotę i siedzimy do późna w nocy.

W 2011 roku wydaliście EP-kę „Weightless Thoughts”. Zamierzacie nagrać cały album?

Tak, jest już skończony materiał i przygotowana okładka. Mimo że mamy duże opóźnienie (przepraszamy naszego grafika), to jeszcze mały oddech, trochę ustaleń i miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie uda się wydać długogrającą płytę. Tak naprawdę to wszystko gotowe, trzeba tylko postawić tę kropkę nad i.

Nazwa też już jest?

Jest, ale nie powiemy. Płyta ukażę się naprawdę niedługo.

Co  uważacie za swój największy sukces?

Wojtek K.: Mateusz zawsze w takim momencie mówi: „To, że zebraliśmy się razem, że gramy, że spotykamy się, że tworzymy zespół”. Ale to wszystko prawda. A tak to nie wiem. O, może to, że Mateuszowi udało się zdać na semestr na studiach? (śmiech)
Wojtek R.: Myślę, że ta płyta, która się niedługo ukaże, będzie takim naszym prawdziwym sukcesem. Ludzie sobie nie zdają sprawy, że wydać płytę to mnóstwo roboty. Gwiazdki pop mają płytę w miesiąc, u nas to tak nie wyglądało.
Wojtek K.: Nawet pod względem finansowym jest to pewien koszt, musisz uzbierać środki i popracować nad tym.

Ale ta płyta będzie tak faktycznie dostępna, np. na półkach w Empiku?

Wojtek K.: Podejrzewam, że w Empiku nie, to zależy od tego czy uda nam się nawiązać współpracę z wydawnictwem, czy będziemy to wydawać nakładem własnym. Jeszcze nie wiemy, na co się zdecydować.

Jakie post-rockowe zespoły możecie polecić?

Mateusz: Trudno wybrać najlepszy. Tak z górnej półki: God Is An Astronaut, Mono.
Wojtek R.: If These Trees Could Talk, przed którymi graliśmy support.  I zespół nie do końca post-rockowy, Immanu El. Wydali ostatnio płytę „In Passage” , słucham jej bardzo często. Rewelacja.
Adam: Cult of Luna.
Maciek: Servants of Silence (śmiech).

A z jakim zespołem chcielibyście zagrać?

Wojtek K.: God Is An Astronaut.
Wojtek R.: Z takich, które już nie grają, to chciałbym zagrać przed Isis.
Adam: Cult of Luna, Caspian, Rosetta.
Wojtek K.: O tak, Rosetta. Ale bylibyśmy bardzo lekkim suportem, bo oni grają dosyć ciężko.
Mateusz: Wiem, przed kim Maciek chciałby zagrać… Przed Servants of Silence (śmiech).

Macie jakieś muzyczne marzenia?

Wojtek K.: W sumie przydałoby się trochę sprzętu… (śmiech)

Jesteście przywiązani  do swoich instrumentów?

Wojtek R.: Generalnie muzycy już od pewnego stopnia bycia sławnym mogą pozwolić sobie na każdą gitarę, jaką sobie wymarzą. Nie mogę powiedzieć, że na swoją zapracowałem, bo to głównie zasługa moich rodziców, że gram na instrumentach, ale myślę, że każdy z nas tutaj ma ogromny szacunek do swojego instrumentu.
Wojtek K.: To wszystko kosztuje- na koncertach nie rzucamy gitarami. Z drugiej strony… do swojej gitary nie mówię, nie głaszczę jej. Ale jak Mateusz mi ją kiedyś zrzucił, byłem bardzo zły (śmiech).
Wojtek R.: Moja gitara też troszeczkę przeszła, spadł na nią statyw perkusyjny i zrobiła się dziura, na której teraz przyklejona jest naklejka. Jeśli na jakichś zdjęciach zobaczycie na gitarze małą białą naklejkę, to właśnie ona zakrywa taką wielką dziurę (śmiech).

Jak zorganizowaliście Take Me Home Tour? Znaliście się już wcześniej z Hunted By The Waves i Frozen Lakes?

Nie, we wrześniu dostaliśmy maila od Hunted By The Waves. Ci znali się już z kapelą Frozen Lakes, można powiedzieć wilkami sceny muzycznej, którzy weszli w nowy projekt i właśnie promują swój materiał. Zorganizowaliśmy ciekawe wydarzenie, taką minitrasę przez nasze rodzinne miasta, czyli Łódź, Warszawę, Lublin i Puławy.

Macie zaplanowane kolejne  koncerty?

Tak, 16 kwietnia supportujemy szwedzki zespół Dorena, w klubie Chmury w Warszawie.

Graliście już kiedyś poza Polską?

Nie, ale byłoby fajnie.

Gdzie na przykład chcielibyście wystąpić? Jakieś konkretne miejsce lub festiwal?

Wszędzie (śmiech). Ale chętnie zagralibyśmy na festiwalu post-rockowym w Belgii, dunk!festival. Największym problemem przy organizacji koncertów jest transport – sprzętu, nas. To generuje koszty. Całość pieniędzy z koncertów, które gramy, przechodzi na opłacenie transportu, busa, itd. Dlatego to wszystko jest tylko naszą pasją, absolutnie nie zarobkiem.

Macie fanów za zagranicą?

Tak,  kiedy jakiś czas temu dostaliśmy się na tablicę ogólnoświatowego profilu post-rockowego, od razu posypały się wiadomości od ludzi z Chin, Tajwanu, głównie Azji, ale też np. Stanów czy Argentyny. Widać to po statystykach na YouTube, dostajemy maile, że ktoś chciałby kupić płytę, polecają nas różne blogi muzyczne: Brain On Fire, Przylądek Muzycznej Przestrzeni, We Are From Poland…

Dostajecie wiadomości od fanów typu: „Hej, przyjedźcie do Tajwanu” ?

Tak, zapraszali już nas do Sydney, Meksyku, Rosji. Ale najlepiej, kiedy znaleźliśmy recenzję i profil naszego zespołu na jakimś chińskim portalu. Tylko zdjęcie było Servants of Silence, a reszta nie wiadomo, może obelgi (śmiech).

Łączy was coś więcej niż muzyka?

Wczoraj spaliśmy wszyscy na jednym materacu (śmiech). Chyba się lubimy, jeśli wrzucamy sobie i nikt się na nikogo nie obraża. To jest znak, że się kumplujemy, prawda Hampel? (śmiech)

Servants of Silence w 5 słowach?

Przestrzeń. Tajemniczość. Emocje. Przekaz. Zapraszamy (śmiech).

Chcecie dodać coś na koniec, przekazać dla fanów?

Czekajcie na płytę. Przepraszamy, że to tak długo trwa, ale to wcale nie jest łatwy proces. Musimy się z tym wszystkim uporać i w końcu ją wydamy. Pozdrawiamy wszystkich czytających!

Dziękujemy za wywiad.

Rozmawiały Ola Kulesza i Dominika Uszyńska.

Servants of Silence (od lewej): Wojtek Kołodziej (bas), Wojtek Rauner (gitara), Maciek Hampel (gitara), Mateusz Korpysa (klawisze), po prawej Adam Śmiałowski (perkusja).


A tu możecie ich znaleźć:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Behind The Web

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Labels

Hi,

I'm Magda, I live in Warsaw and I sometimes take photos and interview cool bands


message me at
musicinterruption@gmail.com

featured Slider

Popular Posts

Navigation Menu