Content
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą anthony chorale. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą anthony chorale. Pokaż wszystkie posty
2
komentarze
Etykiety:
Adam Byczkowski,
anthony chorale,
Coldair,
folk,
Kyst,
muzyka,
Plan b,
Primavera,
Sopot,
SXSW,
Tobiasz Biliński,
warszawa,
wywiad
Wywiad z Tobiaszem Bilińskim, założycielem i liderem Coldair
Co to znaczy "zkyścić"? Dlaczego premiera płyty Whose Blood była kilkakrotnie przekładana? Co sprawia, że Polska nie jest wymarzonym miejscem dla muzyków? To i dużo więcej znajdziecie w tym wywiadzie z Tobiaszem Bilińskim, z którym spotkałam się pewnego ciepłego, kwietniowego popołudnia w jego ulubionym Planie B.
Zwykle na początku
wywiadów dziennikarze przedstawiają artystów. Jak Ty chciałbyś być
przedstawiany?
To jest trudne pytanie, ale dobre [śmiech]. Jestem młodym, 23-letnim muzykiem z Sopotu, założycielem
Kyst oraz trochę mniej znanego Coldair. I to tak naprawdę tyle.
Jesteś
multiinstrumentalistą. Masz swój ulubiony instrument?
Zaczynałem od grania na fortepianie w wieku sześciu lat i
grałem przez kolejne jedenaście. Potem uczyłem się grać na perkusji, gitarze i
basie. Przez jakiś czas moim ulubionym instrumentem była gitara, ale ostatnio
najbardziej lubię trąbkę. Lubię też śpiewać, choć robię to od niedawna,
zaledwie od pięciu lat. Do szesnastego roku życia uważałem, że byłoby to
głupie, gdybym ja śpiewał, ale potem zacząłem nawet trochę ćwiczyć. Okazało się,
że nawet mi to wychodzi. Ludzie zaczęli mówić, że mam fajny głos i jakoś to
polubiłem.
Kiedy poczułeś, że
naprawdę chcesz być muzykiem?
Mniej więcej jak miałem około trzynastu lat. Wtedy
stwierdziłem, że skoro gram na pianinie to może założę jakiś zespół. Grałem z
Adamem Byczkowskim, moim kumplem z Kyst i Coldair. Jako dzieciaki mieliśmy
straszne zespoły, bardzo źle graliśmy [śmiech], ale to były początki. Wtedy
właśnie stwierdziłem, że fajnie by to było robić w przyszłości jako zawód.
Teraz zajmujesz się
tylko muzyką, czy jeszcze gdzieś pracujesz?
Realia muzyki niezależnej w Polsce… Bardzo chciałbym żyć z
muzyki, tylko z płyt i koncertów, ale sama pewnie wiesz, jak to wygląda w
Polsce - jest ciężko. Tak naprawdę tak jest nie tylko w Polsce ale i na całym
świecie. Jak się robi muzykę niezależną, jeżeli nie wydaje się w EMI, albo w
podobnej wytwórni, to trudno się z tego utrzymać. Pracuję, przez pewien czas
byłem barmanem w Planie B, w Eufemii, organizuję czasem koncerty, jestem
tłumaczem.
Z jakich języków?
Z norweskiego, szwedzkiego, duńskiego, angielskiego. Urodziłem się w Norwegii, dlatego znam te
języki. To daje mi dodatkowy zarobek. Czasem jeszcze nagłaśniam koncerty w
Warszawie.
Często mówisz, że
wolisz grać za granicą. Pomimo młodego wieku, grałeś już w wielu ważnych
miejscach. Czy któreś z nich utkwiło Ci w pamięci?
Zdecydowanie. Bardzo dużo grałem w Europie Zachodniej, a
jako że jestem ciepłolubny, to miło wspominam Primaverę, festiwal w Barcelonie.
Super było także w Los Angeles i Teksasie. Widzę taki związek pomiędzy tymi
miejscami, że tam wszędzie jest ciepło i są palmy [śmiech]. Poza tym, ostatnio
byłem w Toronto i też bardzo mi się tam podobało.
Coldair w założeniu
był solowym projektem. Obecnie skład się znacznie rozrósł. Czy zamierzasz go
jeszcze powiększać?
I tak mam już dużo problemów jeżeli chodzi o liczebność
składu, w tym momencie jest nas siedmiu. Ciężko dogadać próby, trudno ustalić
koncerty. Nie mamy managera, ja wszystko organizuję i to trochę za dużo jak na
jedną osobę.
Dlaczego więc
zdecydowałeś, że będziesz to sam robił?
Mam wrażenie, że w Polsce zawód taki jak booker i manager
nie istnieje. Dziwi mnie to, bo na przykład w Niemczech wszystkie zespoły mają
bookerów i jest tam dużo małych agencji bookingowych. W Polsce tylko duże zespoły
mają takich ludzi. Może to dlatego, że nasz rynek się jeszcze kształtuje.
Chciałbym oddać komuś te obowiązki, ale po prostu nie mam komu.
Czy zamierzasz brać
udział w innych projektach muzycznych oprócz Coldair?
Jeżeli o to chodzi, mam typowo niewarszawskie podejście - w
Warszawie jest taka tendencja, że wszyscy mają po siedemnaście tysięcy różnych
projektów, a moim zdaniem takie rozdrabnianie się nie ma sensu. Może jestem
staromodny, ale mogę mieć maksymalnie dwa projekty, bo jeżeli będę miał ich więcej,
to nie będę mógł poświęcić im wystarczającej ilości czasu. Nie widzę sensu w
założeniu zespołu i wydaniu jednej płyty, po której ten projekt zakończy
działalność. Póki co jest tylko Coldair. Ostatnio jestem gościnnym członkiem
Anthony Chorale i to jest dla mnie
bardzo miłą odskocznią. Nie wiem jednak, czy to będzie na stałe, czy tylko na
jakiś czas.
Twoja płyta Whose Blood miała ukazać się w marcu,
potem jej premiera przesunęła się na kwiecień, a teraz ogłosiłeś, że ukaże się
po wakacjach. Dlaczego data wydania tak się zmienia?
To bardzo dobre i niezręczne pytanie [śmiech]. Mam taki
okres, że nie mam weny. Pół płyty jest skończone i jestem z tego materiału
bardzo zadowolony, ale nie mam całości. Do tego nie można się zmusić, jeżeli
się zmuszę, to może i skończę tę płytę, ale nie będzie ona dobra. Jestem
perfekcjonistą i chciałbym, żeby wyszła jak najlepiej.
Życzę powodzenia,
będę trzymać kciuki.
Nie dziękuję [ śmiech]. Przypuszczam, że uda mi się ją wydać
po wakacjach. Teraz jest ciepło i trochę się rozleniwiłem, wolę siedzieć przed
Planem w słońcu niż w ciemnym studiu.
Czy Twoja rodzina
miała obiekcje co do tego, że chciałeś zostać muzykiem, czy Cię wspierała? Twoi
rodzice słuchają Coldair?
Moja matka bardzo chciała, żebym był muzykiem, konkretnie pianistą
w stylu Blechacza. Na początku się trochę buntowała jak zacząłem grać na
bębnach i gitarze, ale z czasem się przekonała. Rodzice pogodzili się nawet z
tym, że nie poszedłem na żadne studia. Nawet moja babcia się z tym pogodziła,
więc jest dobrze [śmiech]. Mam z ich strony pełne wsparcie, wszyscy słuchają
tego co tworzę.
Czy możesz wybrać
najlepszy i najgorszy koncert na jakim byłeś?
Chodzi Ci o ten, jaki oglądałem?
Tak. Nie pytałabym
Cię o najgorszy koncert jaki zagrałeś.
Pytali mnie już o to [śmiech]. Wolałbym o tym nie mówić
[śmiech]. Mogę zacząć od najlepszego – to był maj 2011, koncert Sufjana
Stevensa w Teatrze Polskim, w życiu nie byłem na tak świetnym koncercie.
Najgorszy… trudno mi powiedzieć [śmiech]. Widziałem dużo kiepskich koncertów i dlatego
trudno mi wybrać najgorszy.
Może ten, który Cię
najbardziej rozczarował?
Raczej jak chodzę na koncerty, to na takie, które wiem że
będą dobre. W ogóle rzadko chodzę na koncerty. Mam taki natłok dźwięków na co
dzień, z grania i słuchania, że po prostu mi się nie chce. Pokładałem bardzo
duże nadzieje w występie Bon Iver na Open'erze, ale niestety kompletnie mi się
nie podobał... Więc to chyba było to największe rozczarowanie.
Jacy artyści mają na
Ciebie największy wpływ?
Na pewno inspiruję się Sufjanem Stevensem, który jest dla
mnie takim „guru”, starszym Bon Iver,
takim z czasów For Emma. Mocno
wpłynęli na mnie też tacy klasycy jak Sonic Youth, Jim O’Rourke, Tortoise.
Jaka jest Twoja
ulubiona płyta wydana w tym roku?
Nowa płyta Justina Timberlake’a! Przekonałem się do niego,
ponieważ kiedyś szczerze go nie znosiłem. Teraz zauważam, że ma dobre piosenki.
Trochę za bardzo siedziałem w folku, teraz chciałem posłuchać po prostu czegoś
diametralnie innego.
Właśnie, czy słuchasz
czegoś o co nikt by Cię nie posądzał?
Myślę, że nie spodziewano by się po mnie słuchania Justina
Timberlake’a. Niestety lubię parę numerów Lady Gagi i podoba mi się jeden utwór
Lany Del Ray. Większość moich znajomych by się po mnie tego nie spodziewała
[śmiech]. Lubię bardzo różną muzykę – na przykład stare country, zdarzają mi
się bardzo mocne, czarne rapy czy minimal techno. Jak jest dobre, to tego
słucham [śmiech].
Z czego bierzesz
inspirację do tworzenia, pisania tekstów i jak to u Ciebie wygląda?
To jest dosyć złożony proces, nie wygląda to tak, że nagle
mam olśnienie. Zwykle skupiam się na wnętrzu, nie patrzę na drzewka, ani na
samochody czy na spalona tęczę i ich nie opisuję, tylko raczej „grzebię” w
sobie. Czasami znajduję rzeczy, o których do końca nawet nie chcę myśleć.
Uważam, że powinno się przekazywać siebie w tekstach. Należy pisać o sobie a
nie o kimś innym, bo to ty tworzysz tę muzykę. Pierwsze dwie płyty nagrywałem w
domu, na jeden mikrofon, techniką DIY, co wówczas było dość spoko, ale teraz
chciałem spróbować czegoś innego. Wyszło fajnie, nagrałem parę utworów w
studiu, ale przyznam że finanse mnie wykończyły. Po prostu nie stać mnie na
wynajęcie studia, zwłaszcza że mam trochę specyficzny tryb pracy i ciężko ze
mną wytrzymać. Nie przychodzę z gotowym materiałem i nie nagrywam go w dzień
czy dwa, tylko jak siadam do nagrywania to dłubię w nim, zmieniam, wymyślam na
bieżąco. Każda godzina w studiu kosztuje i nie mogę sobie pozwolić na to, żeby
nagrywać przez cztery miesiące. Dlatego teraz trochę nagrywam w domu, więc to
będzie taki mix – część ścieżek jest ze studia a część nie. Zobaczymy co z tego
wyjdzie.
Jaki był Twój pierwszy koncert na który poszedłeś?
Jak byłem mały, to rodzice
zabrali mnie na koncert Suzanne Vega. Szkoda, że go nie pamiętam, bo miałem
chyba wtedy pięć lat. Chyba grała w Operze Leśnej w Sopocie. Takim pierwszym
świadomym koncertem był Opener, jak miałem trzynaście lat, wtedy grał Massive
Attack, albo Sigur Ros - nie do końca pamiętam. Wcześniej jeszcze chodziłem na
jakieś pierdołowate klasyczne koncerty, które nie za bardzo mnie interesowały.
Właśnie, czy skoro uczyłeś się grać na pianinie słuchasz wciąż muzyki
klasycznej?
Mega szanuję kilku kompozytorów,
na przykład bardzo się jaram Rachmaninowem, który był po prostu mistrzem. Lubię
też niektóre kawałki Chopina i Beethovena, ale generalnie nie za bardzo
przepadam za muzyką klasyczną, choć jest parę takich utworów, które uwielbiam.
Słucham ich głośno w domu, tak jak w Dniu
Świra [śmiech].
Jak wygląda Twój typowy dzień? Wiem tylko, to że budzisz się późno.
(Tobiasz w ciągu wywiadu przepraszał mnie parę razy za swoje wypowiedzi, bo
mówił że właśnie wstał i jest zaspany)
Nie, teraz tylko miałem drzemkę!
[śmiech] Jak nie mam żadnych nagrań, ani prób, ani koncertów to zwykle się
strasznie opieprzam. Ja to lubię [śmiech].
Ja też.
Wstaję o 9, siedzę na fejsie, jem
śniadanie, znowu siedzę na fejsie, piję kawę, oglądam odcinek Dextera, albo Californication. Dużo siedzę w Planie na kawie. Generalnie nic nie
robię, non stop siedzę przy kompie. Większość dnia spędzam w okolicy Planu
Zbawiciela. Tak wygląda mój dzień, jak nie muszę robić nic konkretnego. Jeżeli
muszę, to bardzo dużo pracuję. Biegam z próby na nagranie, z nagrania do pracy
itd.
Wydaje mi się, że nie jesteś za bardzo doceniany w Polsce. Czy to Cię
denerwuje?
Wiem, że w tym kraju jestem
doceniany przez małą garstkę ludzi, co jest momentami frustrujące. Mam
wrażenie, że w Polsce wszyscy nadal słuchają Strachów na Lachy i Comy, z całym
szacunkiem dla tych zespołów. Cieszę się, że udaje mi się zabrać i tak jakąś
publikę. Może to się zmieni, może nie, w każdym razie mam plan stąd spieprzać,
bo mam już tego dość. Wydałem już 4 płyty i nic się nie dzieje, zna mnie bardzo
mało osób w Polsce, kilkaset, może parę tysięcy. Jak na 40 milionów to jest
mało. Nie wiem o co chodzi tak naprawdę. Leci płyta w Trójce, grałem w
telewizji i dupa [śmiech]. Ten kraj tak ma. Przez jakiś czas myślałem, że to
nie jest kwestia państwa, ale potem stwierdziłem, że naprawdę tak jest w
Polsce, chyba z powodu mentalności. Jak się wychylasz, to albo dostajesz po
łapach, albo nikt cię nie zauważa. Nie czuję się za bardzo Polakiem, jestem
strasznym nie-patriotą, jak tylko będę mógł, to stąd uciekam. Mam nadzieję, że
uda mi się wyprowadzić do Stanów, czy do Niemiec, czy gdziekolwiek. Może do
Berlina, jest blisko, a tam rynek jest o wiele lepszy. Najbardziej chciałbym przeprowadzić się do
Los Angeles, ale tam jest ciężko. Może uda mi się zamieszkać w europejskim LA,
czyli Barcelonie. Powoli zaczynam wątpić, że w Polsce zmieni się obecny stan
rzeczy. Nie chcę się obudzić w wieku czterdziestu pięciu lat z ręką w nocniku,
kiedy okaże się, że jest dla mnie za późno [śmiech]. Dlatego póki jestem młody,
wolałbym być gdzieś, gdzie mogę coś zrobić, zwłaszcza że mam teraz duże
perspektywy na tak zwaną karierę zagraniczną. Rozmawiam z bardzo fajną
wytwórnią, nie mogę powiedzieć jaką, bo nie chcę zapeszyć. Ale jeśli by mnie
wydali, to pewnie jeszcze szybciej bym wyjechał.
Uważasz, że polski rynek muzyczny nie jest za dobry, ale czy lubisz i
słuchasz jakiś polskich zespołów?
Pewnie mógłbym wymienić ze
cztery. Może. Bardzo lubię Kristen, uważam że to jest jeden z najlepszych
polskich zespołów. Ścianka, koledzy z Sopotu. To dwa… [śmiech]. Oczywiście
Anthony Chorale… I to tyle. Może jeszcze How How? Generalnie nie widzę za
fajnych zespołów w Polsce. W Warszawie
czasami chadzam na koncerty lokalnych zespołów i jestem załamany, czuję się
jakbym cofnął się dwadzieścia lat [śmiech].
Zauważyłam, że polskie zespoły mają tendencję do grania tego, co już
znamy, nie tworząc przy tym nic nowego.
Tak, jak to się mówi – Polak lubi
to, co słyszał [śmiech]. Lubi filmy, które obejrzał i muzykę, którą zna. Jak
coś jest nowe to na pewno jest do dupy. Też dostrzegam tę skłonność u młodych
polskich zespołów, że grają jakby byli cover bandami Sonic Youth albo Dinosaur
Jr. To niby są ich piosenki, ale są bardzo podobne, tylko że są jeszcze
zaśpiewane z polskim akcentem, taki ponglish. Jestem załamany, nie mogę tego
znieść. Zwykle przychodzę w ramach socjologicznej ciekawości na trzy numery, a
potem spadam do domu, bo nie mogę tego wytrzymać, dlatego też rzadko chodzę na
koncerty w Warszawie. Chyba, że ktoś przyjedzie z zagranicy, to wtedy chętnie.
Na jakim ostatnio byłeś fajnym koncercie?
Ostatnio w Warszawie? Nie
przypominam sobie. Byłem na paru kiepskich, ale nie chcę o nich mówić, bo… znam
tych ludzi [śmiech], więc nie powiem. Czekam na koncert Efterklang, który
będzie w Kulturalnej. Mam słabą pamięć, nie wymagaj ode mnie żebym dokładnie Ci
coś opisał.
Podobno jak tylko wymyślasz nową melodię od razu starasz się ją gdzieś
nagrać?
Tak, właśnie dlatego, że nie
jestem w stanie niczego zapamiętać. Potrafię zapomnieć fajny pomysł na aranż
czy melodię dosłownie w 2 minuty. Mam zlasowany mózg, więc zamykam się w kiblu,
wyciągam Iphona i nagrywam szybko melodię na dyktafon. Potrafię nagrywać w
tramwaju, ludzie się na mnie trochę dziwnie patrzą.
Miałeś jakieś propozycje zagrania w dziwnych miejscach?
Przez chwilę była taka opcja, że
mieliśmy zagrać w strefie kibica na Euro [śmiech]. To by było na pewno
interesujące. Nie doszło to w końcu do skutku i może to dobrze, bo pewnie
kibice by nas zlinczowali. Nie przypominam sobie innych dziwnych ofert. W
burdelach nie grałem [śmiech].
A chciałbyś?
Nie, chyba nie [śmiech].
A masz jakieś historie z
tras, które zapadły Ci szczególnie w pamięć?
Jak byłem w Holandii z Kyst
graliśmy na squacie. Okazało się, że squat dostał cynk, że policja może wpaść w
każdej chwili, więc kiedy my robiliśmy soundcheck, ludzie budowali barykadę z
przewróconej wanny, podpierali ją deskami, robili sobie pałki. Powiedzieli nam,
że jak przyjdzie policja, to mamy spieprzać tylnym wyjściem i biec do
samochodu, dlatego koncert zagraliśmy na lekkiej spinie. Policja akurat nie
przyjechała tego dnia, ale parę dni później widzieliśmy w necie zdjęcia z tego
squatu –pałki, gaz, wszyscy się biją. Zastanawiałem się, jakby to wyglądało,
gdyby policja weszła tam w trakcie koncertu. Mieliśmy szczęście. W ogóle z Kyst
było bardzo dużo takich historii. Jak lecieliśmy do Teksasu na SXSW to dzień
przed wyjazdem zrobiliśmy „secret show” w Eufemii. Uznaliśmy, że jak mamy
samolot o 7 rano, to możemy trochę pomelanżować. Niestety o 5 postanowiliśmy
się zdrzemnąć. Obudziliśmy się o 7:15 i przez to zaspaliśmy na samolot do
Stanów. Musieliśmy go przebookować za 800 dolarów. Kolega z Indigo Tree, którzy
też tam lecieli, dzwonił do nas z samolotu już na pasie startowym…. „W którym
rzędzie chłopaki siedzicie?” [śmiech]. My byliśmy wtedy w taksówce. Takich fuck
up’ów było dużo. Stąd się wzięło powiedzenie, że „zkyściłeś”, bo zespół Kyst
miał chyba najwięcej wtop w historii polskiej muzyki. Tego było naprawdę
dziesiątki [śmiech].
Może chciałbyś coś dodać?
Nie [śmiech].
To może jakieś słowo do fanów?
Ja nie mam fanów [śmiech].
Czekajcie na płytę, wyjdzie po wakacjach, obiecuję. Dziękuję.
Dziękuję za wywiad.
2
komentarze
Etykiety:
anthony chorale,
band,
interview,
music,
Olivier Heim,
rock,
tres.b,
Très.b,
wywiad
Wywiad z Olivierem Heimem, gitarzystą i wokalistą Très.b i Anthony Chorale
Jak poznałeś resztę Très.b? Ty i Tom pochodzicie z Luxemburga, a poznaliście Misię w Danii, więc jak to się zdarzyło?
Poznałem Toma w szkole w Luksemburgu, mieliśmy wtedy po 13 lat. W tym czasie dopiero zaczynałem grać na gitarze, a Tom na perkusji. Stworzenie zespołu było jego pomysłem. Szybko zaczęliśmy grać razem w różnych składach, a po skończeniu liceum wyprowadziliśmy się do Danii. Głównym powodem tej przeprowadzki było pochodzenie Toma, który jest w połowie Duńczykiem i słyszał o muzycznym programie w Testrup Hojskole, szkole zajmującej się szeroko pojętą sztuką. Mieszkałem wtedy w kampusie przez 5 miesięcy i grałem w wielu zespołach. Jeden z nich stworzyliśmy z Tomem i Misią, która również uczyła się w tym czasie w Hojskole. Napisaliśmy razem kilka piosenek i nagraliśmy naszą pierwszą EPkę w szkole. Kiedy program się skończył chciałem wyprowadzić się do Kopenhagi i zdecydowaliśmy, że tam będziemy kontynuować.
Później wydaliście dwie płyty [„Scylla & Charybdis” i „The Other Hand”]. Często byliście porównywani do zespołów takich jak Sonic Youth i The Smiths. Jak reagujesz na takie stwierdzenia? Nie przeszkadzają Ci one?
Na szczęście muzyka, którą tworzę jest zwykle porównywana do zespołów, których słuchałem dorastając i którą nadal lubię, jak PJ Harvey albo Sonic Youth. Czasami jestem zaskoczony, że ludzie słyszą wpływy konkretnych zespołów, ponieważ pomimo tego, że część z nich naprawdę cenię to sam nie zauważam szczególnych podobieństw. Wiele osób porównuje Anthony Chorale [zespół Oliviera z Thomasem Pettit i Karoliną Rec] do Neila Younga albo Bon Ivera. To są artyści, którzy są dla mnie inspirujący, jednak zdecydowanie nie staram się brzmieć jak oni, no, może z wyjątkiem Neila Younga, haha.
Co oznacza nazwa „Très.b”?
Nazwa naszego zespołu powstała w Testrup, kiedy nazywaliśmy siebie „The B’s”. Litera „B” oznacza muzykę klasy B, nieoszlifowaną, co jest nawiązaniem do filmów klasy „B”. Później przestaliśmy tworzyć tak surową muzykę, ale „B” pozostało. Zmieniliśmy nazwę na Très.b, ponieważ okazało się, że zespół o nazwie The Bees już istnieje. Słowo „très” pochodzi z języka francuskiego, oznacza „bardzo”. Tom i ja używaliśmy go często w szkole średniej; chodziliśmy do międzynarodowej szkoły, więc uczniowie używali wielu zapożyczeń z innych języków.
Przy wydaniu Twojego ostatniego albumu z Très.b , „40 Winks of Courage”, użyliście crowdfundingu. Skąd wziął się ten pomysł?
Słyszeliśmy o crowdfundingu i pomyśleliśmy, że też moglibyśmy zebrać pieniądze na nagranie albumu przy udziale i wsparciu naszych fanów. Rozmawiałem z moim przyjacielem, który zaproponował żebyśmy poprosili ludzi o wpłacanie konkretnej sumy pieniędzy, a w zamian za to zaoferowali im coś specjalnego. Właśnie tak zrobiliśmy. Wymagało to trochę wysiłku, ale było warto; to naprawdę świetny sposób zbierania funduszy na realizację płyty. Nie tylko dlatego, że fani wyrażają chęć zapłacenia za twój album nie wiedząc do końca czego po nim oczekiwać, ale również dlatego, że dzięki temu płyta odbierana jest bardziej osobiście, szczególnie przez osoby, które w nią zainwestowały. Uważam, że to istotne żeby w obecnych czasach dodawać osobiste elementy do tradycyjnie wydawanych płyt, ponieważ dlaczego ktoś miałby kupować album, kiedy może posłuchać go w Internecie za darmo?
Z tego co powiedziałeś domyślam się, że wolisz grać przed mniejszą publicznością.
Czuję dużo mocniejszą więź z widownią podczas małych koncertów. Na dużych imprezach publiczność funkcjonuje bardziej jak masa niż grupa pojedyńczych osób. Atmosfera w małych klubach jest zupełnie inna, szczególnie w przypadku Anthony Chorale czy Coldair. Z drugiej strony, mniejszym koncertom brakuje przypływu silnej energii i adrenaliny, który dostajesz od wielkiej widowni. Podczas nagrywania „40 Winks of Courage” chciałem żeby piosenki brzmiały mocno na koncertach, dlatego zaproponowałem pomysł nagrania całego albumu na żywo. Nauczyłem się wielu rzeczy o pisaniu piosenek pamiętając o ich późniejszych wykonaniach na koncertach. Przed „40 Winks of Courage” dużo piosenek tworzyłem samodzielnie, ten album stworzyliśmy razem w sali prób.
Grałeś z wieloma różnymi artystami, takimi jak Myslovitz, Coldair, a ostatnio Dry The River. Jakie są Twoje szczególne wspomnienia związane z innymi zespołami?
Moje najsilniejsze wspomnienie wiąże się z supportowaniem Hey w 2007 roku. Był to nasz [Très.b] pierwszy koncert w tej roli. Zapamiętałem go głównie dlatego, że nigdy wcześniej nie grałem dla tak dużej ilości osób. Pamiętam publiczność wprost szturmującą miejsce koncertu jeszcze w trakcie naszego soundchecku – nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Granie z Coldair to już zupełne szaleństwo i sprawia mi ogromną przyjemność, ponieważ są moimi bliskimi przyjaciółmi. Po koncertach zwykle sporo się pije, właściwie trasa wydaje się być nieustającą imprezą.
Czy Open’er był waszym największym koncertem?
Tak, sądzę że Open’er był największy. Szczególnie miłe było nie tylko to, że graliśmy dla tak dużej publiczności, ale także że większość przyszła specjalnie żeby zobaczyć Très.b. Ludzie nawiązywali z nami kontakt i śpiewali nasze piosenki, to naprawdę niesamowite uczucie widzieć tylu fanów zgromadzonych w jednym miejscu.
Zaczynacie być rozpoznawalni. Zastanawiam się, czy fani czasami podchodzą do was i mówią, że doceniają waszą muzykę?
Czasami się to zdarza, ale nie za często. Zwykle rozmawiając z kimś wspomnę, że gram w zespole i kiedy okazuje się, że chodzi o Très.b ludzie są zaskoczeni. Wiem że dużo osób słyszy o zespole od znajomych lub słyszy nasze piosenki w radiu, ale nie ma pojęcia jak wyglądamy. Zdarzyło mi się to parę razy kiedy „Let it Shine” dostało się na listę przebojów Trójki, ludzie znali piosenkę, ale nie mieli pojęcia kim jestem, haha.
Kiedy zacząłeś interesować się muzyką? To zasługa rodziców, czy kolegów ze szkoły?
Zacząłem grać na pianinie kiedy miałem 6 lat, moi rodzice oczekiwali żeby każde z nas (ja, mój brat i siostra ) grało chociaż na jednym instrumencie. Dopiero jak miałem 13 lat zacząłem grać na gitarze i wiedziałem że chcę zostać muzykiem. Mój wujek dał mojej siostrze gitarę, którą znalazł na ulicy w Amsterdamie. Moja siostra jednak nigdy na niej nie grała, więc instrument stał nieużywany.
Co za marnotrawstwo!
Co za marnotrawstwo, dokładnie! Pewnego dnia wziąłem gitarę i od tego czasu byłem z nią nierozłączny. Wydaje mi się, że od tamtego momentu grałem każdego dnia i zabierałem ją wszędzie. Kontynuowałem lekcję gry na pianinie do 18 roku życia oraz grałem na perkusji w szkolnej orkiestrze. Ale to grę na gitarze i pisanie piosenek naprawdę uwielbiałem. W odróżnieniu od gry na pianinie, która była moim obowiązkiem, na gitarze grałem tylko dla siebie. Świadomie nigdy nie brałem profesjonalnych lekcji i zdecydowałem się nie iść do konserwatorium po skończeniu szkoły. Moim zdaniem, tworząc muzykę, powinno się samemu szukać, a nie liczyć na kogoś kto pokaże ci drogę. Jeżeli to nie wychodzi od ciebie, to nie masz możliwości odczuć prawdziwej satysfakcji. Myślę też, że jeżeli ktoś naprawdę chce być muzykiem, to nawet bez muzycznego wykształcenia jest w stanie dużo zdziałać.
Jaka muzyka ma na Ciebie największy wpływ? Czego słuchasz i kto jest Twoim ulubionym artystą?
Słuchałem głównie wielu kapel z lat 90, takich jak Sonic Youth, Nirvana, PJ Harvey, Radiohead i dużo Smashing Pumpkins. Dorastałem słuchając radia, głównie stacji grających stare hity. Obecnie skupiam się na współczesnej muzyce. Zwykle pytam się przyjaciół o różne zespoły; podoba mi się pomysł, że zaproponują mi coś, czego sam nigdy bym nie wybrał. W większości wypadków słucham paru albumów jednocześnie. Niektórych z nich częściej niż innych, na przykład Here We Go Magic – „A Different Ship”, Cass McCombs – „Wit’s End” i Timber Timbre – „Creep on Creepin’ On”, płyt, które dostałem mojego przyjaciela Adama Byczkowskiego [Coldair, Kyst]. Uwielbiam również artystów takich jak The Velvet Underground czy Grizzly Bear. Nadal słucham Neila Younga, Leonarda Cohena i Woody'ego Guthrie. Lubię też muzykę klasyczną, szczególnie kameralną. Dorastałem słuchając klasyki, głównie z powodu mojego taty, który słucha jej każdego dnia.
Z kim chciałbyś zagrać? Możesz wymienić każdego artystę, również nieżyjącego.
Również nieżyjącego?
Trudne pytanie.
Tak, to są pytania nad którymi nigdy się nie zastanawiałem.
Dlatego je zadaję.
Byłoby świetnie gdybym mógł zagrać z kimś takim jak Neil Young, kiedy miał około 23/24 lat i grał koncerty tylko sam. Wtedy był niesamowity.
Możesz polecić jakieś zespoły warte posłuchania?
Polecam zespoły, o których wcześniej wspomniałem. Może jeszcze Caribou albo Roberta Wyatta, saksofonistę, który współpracuje z Bon Iverem ale tworzy też własną muzykę.
Czy kiedykolwiek interesowałeś się cięższą muzyką? Czasami artyści słuchają zupełnie innego rodzaju muzyki do tej, który tworzą.
Nigdy nie interesowałem się muzyką tego typu. Oprócz cięższych piosenek Smashing Pumpkins, które w sumie nie są „ciężkie”. Staram się odchodzić od bardzo przesterowanego brzmienia. Na „40 Winks of Courage” nie używałem prawie żadnych efektów i pracowałem tylko z użyciem wzmacniacza. Z Anthony Chorale moje podejście do muzyki jest jeszcze bardziej naturalne. Tworzę proste kompozycje z użyciem akustycznych instrumentów. Używanie wielu efektów rozprasza mnie, uważam, że im prościej tym lepiej. Moją ambicją jest tworzenie pełnych aranżacji przy użyciu niewielu elementów i małej ilości przetworzonych dźwięków.
Dlaczego występujesz jako „Anthony Chorale” a nie jako Olivier Heim?
Kiedy pisałem „The Eternal Now” wymyśliłem nazwę dla tego projektu, właśnie „Anthony Chorale”. Przez pewien czas używałem jej jako pseudonimu, teraz jest to po prostu nazwa zespołu. Pamiętam spotkanie z wokalistą Smashing Pumpkins w Paryżu po koncercie Zwan. Miałem wtedy 15 lat i Billy Corgan był moim idolem, tak jak Kurt Cobain. Moje wyobrażenia dotyczące jego osoby legły w gruzach – okazał się być zupełnie inną osobą niż ta, której oczekiwałem. Wydaje mi się, że ludzie mają skłonność do idealizowania osób tworzących muzykę której słuchają. Dla mnie ważne jest, aby odbiorcy mieli aktywny wkład w nadawaniu znaczenia muzyce. Każdy może odczuwać i interpretować ją w inny sposób, o którym ja nigdy bym nie pomyślał. Chciałem nazwać mój zespół tak, aby odzwierciedlał ideę muzyki otwartej na różną interpretację; Anthony Chorale mógłby być każdym.
Wydałeś ostatnio swój pierwszy album z Anthony Chorale “The Eternal Now”. Słuchając go, zauważyłam, że teksty piosenek są dosyć pesymistyczne. Zastanawiam się dlaczego, nie wyglądasz na typowego pesymistę?
Kiedy zaczynam tworzyć album jestem przywiązany do jednej wizji, może to być uczucie albo historia, którą staram się wyrazić w moich piosenkach. Dla mnie Anthony Chorale jest fikcyjną postacią, o której starałem się napisać płytę. Jestem bardzo związany z uczuciami takimi jak melancholia, czy nostalgia i chciałem je wyrazić na „The Eternal Now”, co zapewne stworzyło ten „ponury” charakter. Moja nadchodząca EPka, „Ambitions of the Son” jest znacznie bardziej pogodna. Każda piosenka jest utrzymana w trochę innym nastroju, co powoduje pewne interakcje pomiędzy utworami. Ten album jest bardziej rozbudowany instrumentalnie, ponieważ chciałem aby Anthony Chorale dojrzał i rozwinął się muzycznie w stosunku do bardzo prostych kompozycji z „The Eternal Now”.
Zacząłeś pisać „The Eternal Now” dosyć dawno, w 2007 roku.
Tworzenie „The Eternal Now” było dla mnie bardzo osobistym procesem. Pisanie dla Très.b jest zupełnie inne, muszę wtedy pamiętać, że nie piszę tylko dla siebie, ale dla całego zespołu. Komponuję z myślą o tym jak wszystko bedzie brzmiało, gdy bedziemy to grać we trójkę. Poza tym pomysły nieustannie ewoluują kiedy tworzy się coś razem z innymi. Anthony Chorale był tylko moim projektem, więc mogłem robić dokładnie to, co chciałem. Bardzo ważne było dla mnie żeby trzymać ten materiał przede wszystkim dla siebie, nie chciałem go „zepsuć” wydając płytę oficjalnie, nie chciałem też aby ktokolwiek miał wpływ na ostateczny rezultat. Normalnie zwracam uwagę na opinie ludzi dotyczące mojej pracy, ponieważ pozwala mi to spojrzeć na to, co tworzę z innej perspektywy. „The Eternal Now” było środkiem do wyrażenia mojej niezależności jako artysty i robienia czegoś, co wydawało się szczere. Nie chciałem się śpieszyć, ponieważ spodobał mi się pomysł pisania piosenek w trzech różnych etapach mojego życia, z dużymi przerwami pomiędzy nimi. Na płycie jest dużo odniesień do rzeczy, które kocham, co czyni ją może najbardziej osobistym materiałem jaki dotychczas stworzyłem. Kiedy skończyłem wszystkie piosenki, brakowało mi czegoś, interakcji z kimś, innego instrumentu. Moja dziewczyna powiedziała mi o świetnej wiolonczelistce – Karolinie Rec. Pierwsze wspólne granie było jednym z najlepszych przeżyć muzycznych jakich doświadczyłem. Napisaliśmy wszystkie partie na wiolonczelę w około 2 godziny, a piosenki zaczęły nareszcie żyć. Teraz moja metoda pracy jest inna. Napisałem „Ambitions of the Son” w 4 miesiące i nagrałem ją z Michałem Kupiczem 5 miesięcy po opublikowaniu „The Eternal Now”. To wspaniałe uczucie, kiedy jesteś efektywny i pracujesz intensywnie przez krótki okres, aby potem mieć czas na wymyślenie czegoś nowego.
Ile piosenek będzie na „Ambitions of the Son”?
5 utworów, w tym jeden instrumentalny. Ponownie poprosiłem Karolinę Rec żeby zagrała na wiolonczeli i tym razem gra też na cytrze. Thomas Pettit [Très.b] gra na perkusji, a Tobiasz Biliński śpiewa ze mną w kawałku "Riverside".
Z Tomem udało nam się napisać parę ciekawych partii na perkusję, które nadają piosenkom niespodziewany charakter. Bardzo cieszy mnie to, że razem pracowaliśmy nad „Ambitions of the Son”.
Kiedy chcesz wydać “Ambitions of the Son”?
Na początku 2013 roku, styczeń, luty?
Poprzednią płytę wydałeś samodzielnie.
Umieściłem „The Eternal Now” w Internecie i udostępniłem za darmo na Bandcamp. Oficjalne wydanie tej płyty z wytwórnią nie miało dla mnie sensu. Chciałem zrobić to jak najprościej i skupić się na pracy nad „Ambitions of the Son”.
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Co chciałbyś dostać? Jaki jest Twój wymarzony prezent?
Haha, moja mama zapytała mnie dziś o to samo. Mówiąc szczerze, nie mam pojęcia.
Podróżowanie albo robienie czegoś też się liczy, nie tylko rzeczy.
Bardzo chciałbym pojechać do Japonii. Ten kraj ma w sobie coś niesamowitego, co naprawdę mnie fascynuje, może to ludzie albo krajobrazy? Mój przyjaciel mieszka w Osace, świetnie byłoby go odwiedzić. Może więc dobrym prezentem byłby bilet do Japonii?
Czyli chcesz zajmować się muzyką całe życie.
Muzyka jest moją pasją. Całe dnie spędzam myśląc o tym co aktualnie piszę i o tym co chcę napisać. Jeżeli byłoby to możliwe, chciałbym całe swoje życie poświęcić tworzeniu kolejnych albumów.
Zastanawiałeś się nad tym, co chciałbyś robić, gdybyś nie był muzykiem?
Zdybyłem tytuł magistra z Teorii Literatury na Uniwerstecie w Amsterdamie. Dużo radości sprawiło mi pisanie pracy magisterskiej. Uwielbiam zagłębianie się w książki, porównywanie ich z innymi i odnajdywanie powiązań pomiędzy nimi. Mógłbym zacząłbym pisać moją pracę jeszcze raz, naprawdę mnie to ekscytuje. W pewien sposób cały ten proces wydaje mi się podobny do pisania piosenek. Jeśli nie byłbym muzykiem, pewnie zajmowałbym się analizą literatury.
Musisz lubić czytać.
Właściwie nigdy nie interesowało mnie samo czytanie. Jeżeli podoba mi się książka, czytam ją wielokrotnie dopóki nie odkryję każdego szczegółu. Lubię przeznaczać nawet pół roku na jedną lub dwie książki.
Może mógłbyś polecić parę dobrych książek?
Jeżeli miałbym polecać cokolwiek to na pewno byłyby to książki Virginii Wolf. „Pani Dalloway” i „Do latarnii morskiej” to książki, które mógłbym czytać bez końca. Lubię też powieści gotyckie, na przykład takie klasyki jak „Dr. Jekyll and Mr. Hyde” i „Frankenstein”.
Tak, właściwie jestem Gotem. Jestem bardzo dobrze zakamuflowanym Gotem.
Czyli wrócisz do domu i pomalujesz paznokcie na czarno?
Dokładnie, haha.
Czytałeś utwory polskich pisarzy albo poetów?
Czytałem tylko trochę poezji Szymborskiej.
Interesujesz się teatrem?
Wolę musicale niż przedstawienia teatralne. „West Side Story” i „Skrzypek na dachu” to jedne z moich ulubionych. Ostatnio oglądam też ekranizację BBC sztuk Shakespeare’a . Są naprawdę niezłe. Mój tata kupił całą kolekcję, dlatego za każdym razem jak wracam do domu zabieram parę i przywożę do Warszawy. Miałem kurs na uniwersytecie o sztukach Szekspira w filmie, który bardzo mi się podobał. Pamiętam jak pisałem pracę, w której porównywałem „West Side Story” do „Romeo i Julii” Zeffirelliego.
Mieszkałeś i grałeś w Danii, Holandii i Polsce. Które państwo lubisz najbardziej? Dlaczego zdecydowałeś się na Polskę?
Kiedy pisałem pracę magisterską kursowałem pomiędzy Amsterdamem i Warszawą żeby móc nagrać „The Other Hand”. Spędziłem pierwsze 3 miesiące 2010 roku mieszkając samotnie na Pradze Północ, codziennie w ciągu dnia siedząc w studiu, nagrywając i produkując album a wieczorami pisząc pracę. Naprawdę pokochałem Warszawę w trakcie tego krótkiego okresu i zdażyło mi się zastanawiać nad przeprowadzką do Polski. Kiedy EMI zaproponowało nam [Très.b] wydanie płyty w Polsce miałem świetną okazję do przeprowadzenia się tutaj. Nie żałuję, najbardziej ze wszystkich miejsc, w których mieszkałem podoba mi się życie w Warszawie.
Miło to usłyszeć. Zwykle uważa się, że ludzie nie lubią Warszawy.
Bycie obcokrajowcem daje ci zupełnie inną perspektywę. Uważam, że Polska jest ekscytującym krajem, tyle rzeczy się tu zmienia. W Holandii ludzie raczej skupiają się utrzymaniu obecnego stanu rzeczy. W Polsce ulepszacie wszystko. To właśnie sprawia, że to taki inspirujący kraj. Scena muzyczna również szybko się rozrasta. Ludzie mają potrzebę udowodnienia swojej wartości i są bardzo kreatywni. Oprócz tego, polskie krajobrazy są piękne, a miasta pełne widocznej do dziś historii. Może to nie jest miejsce dla każdego, ale mi bardzo odpowiada.
Słyszałam, że uczysz się polskiego. Jak Ci idzie? To raczej trudny język dla obcokrajowców.
Jest trudny, ale lubię uczyć się obcych języków. Poznanie języka obowiązującego w kraju, w którym mieszkam jest dla mnie ważne. Kiedy mieszkałem w Danii uczyłem się duńskiego, teraz chciałbym się nauczyć mówić po polsku. Jest to zupełnie inny język od tych, które do tej pory poznałem. Dodatkowo jest naprawdę dobrze wreszcie rozumieć co moi znajomi do siebie mówią.
Co możesz powiedzieć po polsku?
Musisz kazać mi coś przetłumaczyć, bo nic mi nie przychodzi do głowy.
Today is good weather.
Dzisiaj mamy dobry… pogoda.. dobra pogoda…
Wow, to imponujące.
Wydaje się, że żadne z tych słów nie jest związane z językami zachodnioeuropejskimi.
Ale pewnie rozumiesz więcej niż potrafisz i możesz powiedzieć.
Tak, prościej jest mi zrozumieć kiedy ktoś coś mówi, ale to też zależy od osoby. Czasami mam sporo kłopotów z nadążaniem za tym, co mówią inni.
Jakie jest twoje ulubione miejsce w Warszawie?
Lubię wschodnie wybrzeże miasta. Mieszkam na Pradze Południe, a kiedy nagrywałem „The Other Hand” mieszkałem na Pradze Północ. Podoba mi się też Saska Kępa - ulica Francuska jest urocza, a atmosfera bardzo relaksująca. Niesamowite jest to,że ta dzielnica znajduje się blisko centrum miasta, a jest tam tak spokojnie. Właśnie za to najbardziej cenię wschodnią część Warszawy, sprawia wrażenie zupełnie oddzielonej od miasta, do pewnego stopnia jest to na pewno zasługa rzeki. Uwielbiam przekraczać Wisłę wracając do domu.
[Nagle Olivier zadaje pytanie]
Jestem ciekawy jakie polskie zespoły lubicie?
Ola: Republikę!
Spotkałem basistę Republiki, Leszka Biolika, na corocznym festiwalu poświęconym Grzegorzowi Ciechowskiemu w 2010. Ostatnio spędziliśmy cały dzień na nagrywaniu paru piosenek z „40 Winks of Courage” w jego studiu, projekt nazywa się Otwarta Scena. Leszek stworzył super inicjatywę, która pomaga promować nowe talenty w Polsce przez tworzenie filmów, videosesji z zespołami grającymi na żywo w studiu. Zapytał nas czy nie chcielibyśmy być z Très.b pierwszym zespołem, który nagra. To było bardzo fajne doświadczenie. W Internecie można zobaczyć "Like is", a już niedługo "Let it Shine"!
Interview with Olivier Heim, guitarist and vocalist in Très.b and Anthony Chorale
How did you meet with the rest of Très.b? You and Tom are from Luxemburg and you met Misia in Denmark, so how did that happen?
Tom and I met in high school when we were 13. At that time I had just started playing guitar and Tom had also just taken up drumming. It was Tom’s idea we should start a band and we continued playing in various bands together until we moved to Denmark after high school. The reason we moved there is because Tom is half Danish and he knew about this music program at Testrup Hojskole, which is basically an open school focused around the arts. I lived on campus there for 5 months and played in several bands, one of which was with Tom and Misia, who was also at Testrup Hojskole. We wrote some songs together and recorded our first EP at the school. When the program finished I wanted to move to Copenhagen and we continued the band there.
Later you released two CDs [Scylla & Charybdis and The Other Hand]. You were often compared to bands like Sonic Youth or The Smiths. What was your reaction to that? Do you mind these comparisons?
Well, luckily my music usually gets compared to bands I grew up listening to and still enjoy, like PJ Harvey or Sonic Youth. Sometimes I was surprised that people heard certain influences, because even though I really appreciate most of those artists, I don’t see any particular resemblance myself. Sometimes I’m surprised people can hear my influences, I always wonder to what extent I sound like them. People compare Anthony Chorale [Olivier’s band with Thomas Pettit and Karolina Rec] to Neil Young, Jeff Buckley or Bon Iver. Those are also all artists that are important to me, though I don’t try to sound like them, apart from maybe Neil Young, haha.
What is the meaning behind the name Très.b?
The name originated in Testrup, where we referred to ourselves as The B’s. The “B” stands for B-music, like B-movies. Later our music became less rough but the “B” stayed. We changed the name to Très.b because we discovered another band that was called The Bees. The word “très” comes from French, meaning “very”. Tom and I used this word a lot in high school; we went to an international school with people of all sorts of nationalities. It was quite common for students to use words from different languages.
You used crowd funding to release your latest CD, “40 Winks of Courage”, with Très.b. Where did the idea come from?
We heard about people doing crowd funding and thought we could also collect money to record our album by involving fans. I spoke about it to a friend of mine and he told me: “why don’t you ask people to invest a certain amount of money and give them something special in return?” And that’s what we did. It was quite some work putting it all together but it was really worth it, it’s a really nice way to make a record. Not only does it feel really nice that fans are willing to pay for an album without having any idea what the result will be but it also makes the album more personal in general, especially to the people who invested in it. I think it’s necessary to add a personal element to CDs these days, because why would you buy an album you can hear online for free?
I assume from what you have said that you prefer playing for smaller audiences.
I feel a much stronger connection to the audience in smaller venues. At big shows, the audience becomes one mass rather than a group of individuals. Also the atmosphere is stronger in smaller venues, which is especially the case with Anthony Chorale or Coldair. But what smaller concerts lack is the rush of energy and adrenalin you get from large audiences. While writing “40 Winks of Courage”, I really wanted the songs to be powerful live, that’s why I came up with the idea to record the whole album live. I learnt a lot about how to write songs, keeping live performance in mind. Before “40 Winks of Courage” I used to write by myself a lot, this album we wrote together in the rehearsal room.
You were touring with many different artists such as Myslovitz, Coldair and now Dry The River. Do you have any special memories of playing with other bands?
My strongest memory of playing a support show was our first concert with HEY, which was I think in 2007. I remember it because I had never played for so many people. I remember the audience storming into the venue while we were still doing our soundcheck, I couldn’t believe my eyes. Touring with Coldair is completely crazy and a lot of fun because they are my close friends. Concerts are usually followed by a lot of drinking; it actually feels like one long party.
Was Open’er the biggest show you’ve ever played?
Yes, I think Open’er was the biggest. What was particularly nice about that show was not only that there were so many people but that people really came to see Très.b. The audience was interacting a lot and singing along to songs, it was really nice so many fans gathered to see us.
You start to be recognizable. I wonder if fans sometimes approach you and say that they appreciate your music?
It happens occasionally but not very often. More often I will be talking to someone for the first time and mention that I play in a band. When they find out I play in Très.b they are really surprised. I know that many people hear about the band from friends or hear some songs on the radio but don’t really know what I look like. I had it several times after “Let it Shine” got to the Trojka charts, people know the song but have no idea who I am, haha.
How did you become interested in music? Was it because of your parents or school?
I started playing piano at the age of 6, my parents expected me and my siblings to play at least one instrument. It wasn’t until around 13 that I started playing guitar and knew I wanted to become a musician. My uncle gave my sister a guitar he had found on the streets of Amsterdam. My sister never played it so it was just standing in our house.
What a waste!
What a waste, exactly! One day I picked it up and became inseparable from it. I think I played every single day from then on and took the guitar with me everywhere I went. I continued piano lessons until I was 18 and also played percussion in an orchestra in high school. But it was playing guitar and writing on the guitar I really loved. Unlike piano, which was more something I felt I had to do, guitar was something I did completely for myself. I consciously never took guitar lessons and also decided not to go to conservatory after high school. The point of writing music is to find yourself in the music, not have someone show you the way. If it doesn’t come from yourself, it doesn’t give you real satisfaction. I also think that if someone really wants to be a musician, they will pick up an instrument and start to play, even if they don’t get any musical education, that is, as long as there are a couple of instruments standing around the house.
What music influences you? What do you listen to? Who’s your favorite artist?
Well, I used to listen especially to a lot of bands from the 90’s like Sonic Youth, Nirvana and PJ Harvey, some Radiohead and a lot of Smashing Pumpkins. I also grew up listening to the radio a lot, especially channels playing oldies. Now I try to listen to more new music. I tend to ask friends for music, I like the idea that they give me something I would never pick up myself. So I end up listening to a lot of albums just once. A couple of them I listen to more often, like Here We Go Magic - A Different Ship, Cass McCombs – Wit’s End and Timbre Timbre – Creep on Creepin’ On, albums I got from my friend Adam Byczkowski [Coldair, Kyst]. I also love artists like The Velvet Underground and Grizzly Bear and continue to listen to Neil Young, Leonard Cohen and Woody Guthrie. I also listen to classical music a lot, mainly chamber music. I grew up listening to a lot of classical music because of my father, who listens to it every day.
With whom would you like to tour? You can name any artist, dead or alive.
Hard question.
Yes, these are the questions I’ve never thought about.
That’s why I ask them.
Well it would be great to tour with someone like Neil Young in the early years, when he was around 23 or 24 and he was playing concerts just by himself. I think he was super cool then.
Can you recommend us some bands to listen to?
I would recommend you to listen to most of the bands I’ve mentioned. Maybe a few others like Caribou or Robert Wyatt. Robert Wyatt is a saxophone player touring with Bon Iver but also makes his own music.
Have you ever been interested in heavier music? Sometimes artists want to listen to the opposite to what they create.
I’ve never been interested in this type of music. Besides the heavier songs of Smashing Pumpkins, which aren’t even that heavy. I’m actually moving away more and more from big overdriven sound. On “40 Winks of Courage” I threw away most of my effects and worked mostly with just the amplifier. With Anthony Chorale I try to take a much more natural approach with a lot of acoustic instruments and simple arrangements. Putting effects on instruments distracts me, for me it is almost the simpler the better. My ambition is to create full arrangements with very few elements using only natural sounds.
Why do you perform under “Anthony Chorale” rather than under your own name?
While writing “The Eternal Now” I came up with a name for the project, which was “Anthony Chorale”. For a while I used it as a kind of pseudonym. Now it’s simply the name of my band. I remember meeting the singer of Smashing Pumpkins in Paris after a Zwan concert. I think I was about 15 and at that time he was my idol, along with Kurt Cobain. When I met him my image of him was completely broken, he wasn’t at all the person I imagined. I think people tend to idealize the people behind the music they listen to. What is important for me is that people have an active, creative role in giving music meaning when they listen. Others might interpret my music for instance in ways that I had never thought of or feel things I have never felt. I want the name of my band to reflect the idea that music is open for interpretation; Anthony Chorale could be anyone.
You have recently released your first album with Anthony Chorale, “The Eternal Now”. I’ve been listening to it and I’ve noticed that the lyrics are pretty dark and not very optimistic. You don’t seem to be very pessimistic, so what’s the reason?
When I start writing an album I tend to cling very much to a particular vision, whether it’s an emotion or a story, and express how it makes me feel in the songs. For me Anthony Chorale is also an imaginary person I tried to write an album about. I connect very strongly to emotions like melancholy or nostalgia and wanted to express them on “The Eternal Now”, I suppose this made the character I imagined somehow a dark one. My upcoming EP, “Ambitions of the Son”, is less dark in character. Each song has a slightly different mood, which creates interaction between the songs. I also used more instrumentation; I wanted Anthony Chorale to grow musically from the very simple compositions of “The Eternal Now”.
You started writing songs for “The Eternal Now” in 2007, that’s a pretty long time ago.
Writing “The Eternal Now” was a very personal process for me. Writing for Très.b was always double; on the one hand I was writing for myself, on the other I was writing with the band in mind, how it would work when we played it together. Also ideas constantly change when there are other people involved. Anthony Chorale was my own project, where I could do exactly what I wanted. It was important to me at that time to keep it entirely to myself, I did not want to “spoil” it by officially releasing it and didn’t want anyone to have any influence on it. Normally I’m always looking for people’s opinions and criticism about my work, it helps me to focus and gain new perspectives. “The Eternal Now” was my way of feeling independent as an artist and doing something that felt pure. I also wanted to take my time because I enjoyed the idea that I wrote the songs in three different periods of my life, with big gaps in between. There are many references to things I love in it now which might make it the most personal album I have written to date. When I finished the songs they seemed to lack something and it was actually the interaction with another person, another instrument that was missing. My girlfriend told me about a really cool cello player, Karolina Rec. The first time we played together was one of the greatest musical experiences I’ve had. We wrote all the cello parts in about 2 hours and the songs really came alive. Now my working method is quite different. I wrote “Ambitions of the Son” in 4 months and recorded it with Michał Kupicz 5 months after releasing “The Eternal Now”. It feels really good to be productive and to work intensively for a shorter period of time and then take time to think of something new.
How many songs will be on your “Ambitions of the Son”?
There will be five tracks in total, four full tracks and an instrumental one. Again I asked Karolina Rec to play cello and this time she also plays on the zither. Thomas Pettit [Très.b] is playing drums on the record and Tobiasz Biliński is featuring on the track “Riverside” on backing vocals. It was really nice adding drums, we managed to write some quite unusual parts giving the songs an unexpected twist. I was really happy to work with him on “Ambitions of the Son”.
So when do you want to release your “Ambitions of the Son”?
I’m planning on releasing it beginning of 2013, maybe in February?
The previous one you released by yourself.
I released “The Eternal Now” online and made it available for download on Bandcamp. It didn’t make sense to me to release it with a label. I decided to keep it simple and work towards releasing “Ambitions of the Son”.
So speaking about Christmas, what would you like to get? What would be a perfect gift for you?
Haha, that’s exactly what my mother asked me today. I have no idea to be honest.
Visiting places or doing something also counts, not just things.
Well, I would really love to go to Japan. There’s something about Japan that really attracts me, the people, the landscapes. I have a friend living in Osaka, it would be great to visit him. So perhaps a return ticket to Japan?
So music is what you want to do your whole life.
Music is really my passion. I spend all day thinking about what I’m currently writing or what I want to write next. If I could have it my way, I would spend the rest of my life writing album after album.
Have you ever thought what you would like to do if you weren’t a musician?
I finished a Master program in literary analysis at the University of Amsterdam. My favorite part was writing my final papers. I love delving into books and finding references within them or comparing one book to another. If I could, I would start my final work all over again, it really excited me. In some way this whole process has a lot in common with writing songs. If I wouldn’t be a musician, I’m pretty sure I would have focused on literary analysis.
So you must enjoy reading books.
That’s the thing, I was never really into reading. If a book really excites me I want to read it over and over until I discovered every little detail. I enjoyed being able to dedicate half a year to just one or two books.
Maybe you could recommend some books?
Well if I was to recommend anything it would be Virginia Woolf. “Mrs. Dalloway” and “To the Lighthouse” are two books that I could read over and over endlessly. I also love reading gothic novels, classics like Dr. Jekyll and Mr. Hyde or Frankenstein.
So that’s why your album is dark!
Yes, I’m actually a Goth! I’m a really well camouflaged Goth.
You will return home and paint your nails black, yes?
Exactly, haha.
Have you read any Polish writer or poet?
Not really, I have only read some of Szymborska’s poetry.
Are you into theater?
I’m more into musicals than theatre. West Side Story and Fiddler On The Roof are two of my favorites. Recently I’ve also been watching these BBC DVDs of Shakespeare plays. They’re really great. My father bought the full collection, so every time I come home I steal a couple and then bring them back to Warsaw. I had a course at university about Shakespeare in film and really enjoyed it. I remember writing about West Side Story in comparison to Zeffirelli’s Romeo and Julliete.
You’ve lived and played in Denmark, Holland and Poland. Which country do you like the most? Why did you choose Poland?
While I was writing my Master thesis I was living in between Amsterdam and Warsaw in order to record The Other Hand. I spent the first 3 months of 2010 living alone in Praga Polnoc, producing and recording the album every day in the studio together with the producer and working on my paper at night. I really loved living in Warsaw those three months and I started dreaming about moving here. When EMI approached us to release the record with them in Poland it was the perfect opportunity for me to move here. I haven’t regretted it. I love living in Warsaw the most out of all places I’ve lived.
It’s a pleasure to hear that. We always think that people don’t like Warsaw.
Being an outsider gives you a very different perspective. I think Poland is a very exciting place to be, so many things are changing. In places like the Netherlands people focus mostly on keeping things the way they are. In Poland people seem to want to improve everything. This makes Poland an inspiring place to be. The music scene is also growing very fast. People have an urge to prove themselves and there is lots of creativity here. I think the value of feeling like there is a lot of room for improvement shouldn’t be underestimated. Besides that, Polish landscapes are beautiful and the cities are full of history, which is still clearly visible. It might not be for everyone but it is for me.
I heard you started learning Polish. So how is that going? It’s a rather difficult language for foreigners.
It’s quite difficult but I really enjoy learning languages. It’s important to me to know the language of the country I’m living in. While I was in Denmark I studied Danish and now I want to learn Polish. It’s so different from any other language I ever learnt and it’s really good to finally understand what my friends are saying to one another.
So what can you say in Polish?
You have to ask me something to translate because I can never think of anything.
Today is good weather.
Dzisiaj mamy dobry… pogoda.. dobra pogoda…
Wow, that’s impressive.
None of those words seem to have any connection to Western European languages.
But you can probably understand more than you can say.
Yes it’s easier to understand what others say, but it also depends on the person speaking. Sometimes I have lots of troubles following what people are saying.
What is your favorite place in Warsaw?
I definitely prefer the East side of the river. I live in Praga Poludnie and lived in Praga Polnoc while I was recording The Other Hand. I really like Saska Kepa, Francuska street is very charming and the atmosphere is very relaxed. It’s nice that it’s in the city but also very calm. I like that in general about the East side, it feels disconnected from the city center to a certain extent because of the river. I love crossing the river to go home.
[Suddenly Olivier asked a question]
I’m actually curious to ask you, are there any Polish bands you particularly like?
Ola: Republika!
I met the bassist of Republika, Leszek Biolik, at an annual festival in honor of Grzegorz Ciechowski. Recently I spent a day recording some songs from “40 Winks of Courage” with Très.b in his studio. Leszek started a new initiative to promote new talent in Poland by making filmed recording sessions of bands. He asked us if we wanted to be the first ones and it was really great. I’m looking forward to seeing the results. You can already see "Like is" on the Internet and soon also "Like it Shine"!
Très.b - Let it shine
Anthony Chorale - Wander home
wywiad - Magda Komorowska
zdjęcia - Ola Kulesza